poniedziałek, 15 października 2018

Chyba nadal żyję

Bardzo chcę coś znowu stworzyć, jedyną blokadą z jaką się spotykam jest pytanie czy ktokolwiek to jeszcze przeczyta. Niespecjalnie wierzę w cuda. A jak wszyscy wiemy, wykonana z sercem praca, której nikt nie doceni potrafi poważnie zdemotywować do dalszych działań.
Poważnie to rozważę
 



środa, 20 lipca 2016

Burza


Dwudziestopięcioletni mężczyzna stał na balkonie swojego trzypokojowego apartamentu na Knightider Street i paląc papierosa wpatrywał się w przecinające, jak brzytwa,atmosferę strugi ulewnego deszczu. Z wnętrza mieszkania dochodził dźwięk ekspresu do kawy i włączonego telewizora
... W ciągu najbliższych dni nasz kraj nawiedzą liczne burze. Z największym natężeniem w południowej część Anglii.Temperatura będzie się wahać od 9 stopni w Londynie do 12 w Essex ...
    Potter odetchnął głęboko nasączonym wilgocią powietrzem po czym zgasił niedopałek i cisnął go do stojącej na metalowym stoliku popielniczki
- Czas coś zjeść, co psino? - z lekkim uśmiechem pogłaskał siedzącego przy jego nodze wiernego Doga Nienieckiego imieniem Maynard. Trzy lata temu. zmęczony samotnością zdecydował się zaadoptować brunatnego szczeniaka, który szybko stał się jego najlepszym i jedynym przyjacielem.
 Otrząsnął się, jakby chciał odgonić od siebie chłód i wrócił do mieszkania. Prostu do kuchni, zwabiony intensywnym zapachem mielonej kawy. Nalał sobie pełen kubek ciemno brązowego napoju a następnie sięgnął do lodówki po jedzenie dla czworonożnego przyjaciela i siebie.
Usiadł przy stole i rozkoszując się kawą oraz odgrzewanymi naleśnikami ze szpinakiem z poprzedniego dnia zaczął przeglądać gazetę codzienną. Po przeczytaniu trzy stronicowego artykułu o segregowaniu śmieci zerknął na zegarek. Za godzinę powinien być w biurze. Niechętnie wstał i poszedł do łazienki po drodze wrzucając brudne naczynia do zmywarki.
Poranna toaleta jak zazwyczaj  zajęła mu nie dłużej niż piętnaście minut. Otarł mokre, dobrze wyrzeźbione na siłowni ciało ręcznikiem i nałożył na siebie granatowy garnitur,  do tego przypadkowo trafnie dopasowany bordowy krawat. Już w lekkim pospiechu wsunął stopy w eleganckie brązowe buty i narzucił na ramiona płaszcz w podobnym odcieniu.
- Bądź grzeczny mały. Jak wrócę wezmę cię na porządny spacer - pogłaskał psa na pożegnanie i wyszedł z mieszkania, w ostatniej chwili przypominając sobie o zabraniu parasolki.
Po zejściu z trzynastego piętra, przejściu kilkunastu metrów i przejechaniu pięciu stacji metra znalazł się pod oszklonym gmachem ogromnej korporacji
- Potter! - na dźwięk swojego nazwiska odruchowo odwrócił się za siebie. Zaczął szukać wzrokiem znajomej twarzy ale nie był w stanie  rozpoznać żadnego z przechodniów
- Aż tak bardzo się zmieniłem, że już mnie nie poznajesz? - niespodziewanie tuż przed nim wyrósł jak z podziemi nieznajomy jasnowłosy mężczyzna. Uśmiechał się do niego podejrzanie
- Przykro mi, ale musiał mnie pan z kimś pomylić. A teraz, jeżeli pan wybaczy., Spieszę się do pracy - próbował go wyminąć, ale przybysz nie dawał tak łatwo za wygraną nadal torując mu drogę
- Pan? Potter, przy mnie nie musisz udawać - brunet przyjrzał się dokładniej swojemu rozmówcy. Wysoki,szczupły mężczyzna w prawdopodobnie przybliżonym mu wieku. Ubrany w czarny wełniany płaszcz do połowy łydki i szmaragdowy, jedwabny szal. Wyglądał o wiele bardziej elegancko niż on. Spojrzał w szaroniebieskie oczy mężczyzny lecz momentalnie speszył się odnalezionym w ich głębi chłodem
- Nie wiem skąd zna pan moje nazwisko ale widzę pana po raz pierwszy w życiu. Proszę mnie przepuścić - powiedział Harry z nutą zirytowania w głosie
Blondyn milczał, lecz nie ruszył się z miejsca
- Czyli naprawdę nic nie pamiętasz - stwierdził marszcząc brwi
- Może mi .. - Potter nie zdołał dokończyć swojej kolejnej uprzejmej prośby. Przybysz położył mu palec na ustach. Czym jedynie pogłębił zaszokowanie zielonookiego
- Zanim znów zaczniesz mnie zbywać, zastanów się nad tym, czy to nie podejrzane. Mieszkasz w mieszkaniu za kilka milionów funtów w centrum miasta, zajmujesz wysokie stanowisko w renomowanej firmie a nawet nie wiesz skąd się to wszystko wzięło. Nie pamiętasz nic sprzed siedmiu lat, prawda? Nie pytaj skąd o tym wiem ponieważ, po prostu wiem - blondyn uśmiechnął się w myślach triumfująco. Z całą pewnością teraz go zaciekawił. Zanim wytrącony z równowagi Potter cokolwiek odpowiedział mężczyzna wręczył mu swoją wizytówkę - Skontaktuj się ze mną to opowiem ci prawdę - uśmiechnął się i wycofał, dając Harremu przejść
Brunet spojrzał na wizytówkę "Draco Malfoy" głosił napisany pochyłymi, ozdobnymi literami napis na środku czarnej karteczki. Nic poza tym, żadnego numeru czy adresu
- Ale .. - zdezorientowany Potter odwrócił się żeby wyjaśnić to nieporozumieniem lecz za nim nikogo już nie było - ... nie ma tu żadnego ... - dodał sam do siebie, już kompletnie zbity z tropu. Stał tak wpatrzony w mijających go coraz rzadziej ludzi. Draco Malfoy zniknął tak szybko jak znikąd się pojawił - A z resztą.. - Kiedy w końcu się otrząsnął pędem pognał do znajdującego się na przedostatnim piętrze wieżowca biura. Wskazówki zegarka nieubłaganie zbliżały się do godziny dziewiątej. Szef Potter nie tolerował spóźnień, tym bardziej kiedy dzień pracy zarządu firmy miał zacząć się od ważnej konferencji z zagranicznym inwestorem. Dosłownie dwie sekundy przed czasem zielonooki dysząc jak początkujący biegacz po półmaratonie wpadł do sali konferencyjnej
- A już zastanawialiśmy się gdzie się pan podziewa, panie Potter - zajmujący miejsce naprzeciw drzwi starszy mężczyzna klasnął w ręce
- Przepraszam. Zatrzymała mnie ważna sprawa - wydyszał Harry, zaraz zabierając miejsce po lewicy szefa
- Panowie, ten każący nam na siebie czekać osobnik to właśnie szef do spraw marketingu. Pan Harry Potter - mężczyzna spojrzał na podwładnego surowym wzrokiem. Tak jak ojciec patrzy na syna gdy ten popełni jakiś błąd. Potter poluzował lekko krawat i czując na sobie skupienie zgromadzonych szybko przeszedł do zapoznania gości z celem dzisiejszego spotkania.
Obrady zabrały zebranym  resztę przedpołudnia. Skończono dopiero w porze lunchu.
Z sali wyszło dwunastu, zadowolonych z uzyskanych warunków współpracy, mężczyzn
- Gratulacje Potter - brunet poczuł na karku świszczący oddech szefa, który zapominając o udzieleniu mu nagany za niepunktualność, poklepał go po ramieniu i odszedł do swojego biura.
Brunet uśmiechnął się pod nosem. Tym razem mu się udało. Chociaż kiedy się porządnie zastanowił, od siedmiu lat, nie licząc ogromnej samotności, wszystko mu się udawało. Jakby ktoś za tym stał
"Zaczynasz wariować przez tego kolesia Potter. Ale skąd on tyle o mnie wiedział?" pomyślał siadając do biurka. Powinien zająć się zaległymi formalnościami ale jedyne co zdołał przez kilka godzin uczynić to wyciągniecie z kieszeni płaszcza wizytówki i przyglądanie się jej uważnie. Nawet przyszło mu na myśl żeby spojrzeć na karteczkę pod słońce. Nadal nic prócz wykaligrafowanego nazwiska się nie pojawiło. Potter westchnął zrezygnowany i cisnął wizytówkę do kosza na śmieci
- To bez sensu - mruknął pod nosem. Punktualnie o siedemnastej zabrał swoje rzeczy i szykując się do wyjścia spojrzał przez okno. Ulewa nie przechodziła. Zerknął na przelewających się  na ulicy pracowników którzy tak samo jak on zakończyli swój dzień pracy i zmierzali do domu.
Nie zamierzał być gorszy i dłużnej siedzieć w tym szklanym molochu, tym bardziej, że musiał jeszcze mimo tak paskudnej pogody wyjść z psem na spacer. Świadomie zdecydował się na rasę która potrzebuje dużo ruchu. Chciał mieć pretekst by wychodzić z domu gdziekolwiek indziej niż do pracy czy sklepu. Z tego samego powodu również jakiś czas temu wykupił karnet na siłownie.
Droga powrotna zajęła mu dłużej lecz nie licząc kilkominutowego spóźnienia pociągu i jeszcze większych tłumów na stacji metra, obyło się bez komplikacji.
Otworzył drzwi mieszkania. Od samego progu wyczuł, że coś jest nie tak. Cisza. Maynard nie przybiegł z radosnym szczekaniem powitać go entuzjastycznie po całodniowej rozłące jak miał w zwyczaju. Zaniepokojony wszedł do środka. Na drzwiach nie było śladów włamania a pies jeszcze rano był okazem zdrowie. Niepewnie wszedł do salonu gdzie, to co ujrzały jego oczy zadziałało na niego jak kubeł lodowatej wody
- Co ty tu robisz? - warknął zapominając nagle o tych wszystkich grzecznościach.
W jego salonie, na jego kanapie, z jego wiarołomnym psem przy nodze siedział ten sam nieznajomy blondyn. Draco Malfoy, o ile go nie okłamał co do nazwiska. Nieproszony gość podniósł wzrok przestając drapać jego pupila za uchem i uśmiechnął się subtelnie, w dziwnie znajomy sposób
- Przecież mówiłem, że się jeszcze spotkamy Potter - mężczyzna wydawał się nic sobie nie robić z jego wzburzenia - przyszedłem z tobą porozmawiać - podniósł się z wygodnego mebla głaszcząc ostatni raz Maynarda, który odsunięty od pieszczoty spojrzał tęskno za blondynem, w tej samej chwili zauważył przybycie swojego Pana. Zamerdał wesoło ogonem i z basowym szczeknięciem podniósł się z ziemni by podbiec do jego nogi. Brunet na moment zapomniał o swojej złości zatapiając palce w szorstkiej sierści zwierzęcia, lecz nie na długo.
Draco Malfoy zaczął przechadzać się po jego przestronnym i nienagannie czystym salonie
- Kiedyś byś bardziej ucieszył się na mój widok - zakpił, zatrzymał się przy białym, nowoczesnym stole z najnowszej kolekcji IKEA - wyjątkowe paskudztwo - skomentował przejeżdżając alabastrową dłonią po lśniącym, niedrewnianym blacie i szybko zabrał rękę jakby z obrzydzeniem
- Posłuchaj, nie wiem kim jesteś ale daj mi spokój. Nie wiem jak dostałeś się do mojego mieszkania i skąd w ogóle wiesz gdzie mieszkam ale jak jeszcze raz cię zobaczę to dzwonię na policję
- Policję? - nieznajomy zrobił minę jakby pierwszy raz w życiu słyszał to słowo - zapewniam cię, że nie zdziała to wiele - odparł tajemniczo
- Czego ode mnie chcesz?
- Już mówiłem, przyszedłem tu żeby z tobą porozmawiać
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - Potter tracił resztki opanowania. Jego ręka nieświadomie sięgnęła do kieszeni marynarki, z której zaraz wydobył paczkę papierosów. Starał się nie palić w domu  lecz to była wyjątkowa sytuacja. Wyciągnął papierosa i wsunął go w bladoróżowe wargi. Nie zdążył nawet poszukać po kieszeniach srebrnej zapalniczki z wygrawerowanymi, zdobnymi ornamentami, którą dostał kiedyś od szefa w ramach premii i prezentu świątecznego, kiedy papieros sam się odpalił - co do cholery.. - brunet ze zdziwienia poczuł palpitacje serca. Czyżby rzeczywistość zaczynała go oszukiwać? Czy to wszystko było halucynacją? Może powinien udać się do lekarza? Może Draco Malfoy nie był prawdziwy, w końcu wiele na to wskazywało
- Zaskoczony?
- Ty to zrobiłeś?
- Nie powinieneś tego palić. Bezsensowny mugolski wynalazek. Co to w ogóle ma na celu? - blondyn skrzywił się z niesmakiem kiedy tytoniowy dym wpadł w jego wąskie nozdrza
- Mógłbyś odpowiedzieć normalnie na przynajmniej jedno moje pytanie? - Potter w końcu odważył się sprawdzić czy płonący papieros nie jest iluzją
- Spokojnie, odpowiem na znacznie więcej niż jedno
Młody szef działu przejechał dłonią po twarzy i westchnął ciężko. W swojej pracy na co dzień spotykał się z marudnymi i trudnymi do porozumienia ludźmi lecz przybysz był znacznie cięższym rozmówcą
- O czym, w takim, razie chciałeś porozmawiać? - po chwili niezręcznej ciszy postanowił się podporządkować temu, że to blondyn rozdaje karty a jemu przypada jedynie marna rola widza w tym przedstawieniu.
- Paradoksalnie o tobie. Prawdopodobnie nie będziesz chciał uwierzyć w trzy czwarte tego co ode mnie usłyszysz ale pozwól mi skończyć, a w łatwy sposób udowodnię ci moje racje
- Cokolwiek - mruknął Potter, chwycił stojącą na półce popielniczkę i strzepał do niej popiół z papierosa. W tym samym czasie jego rozmówca zdążył już przysiąść w skórzanym fotelu naprzeciw kanapy z tego samego kompletu. Spojrzał wymownie na bruneta żeby i ten usiadł.
Pod naporem tego nieznośnego wzroku Harry, czując dziwne speszenie, posłusznie zrobił co mu kazano. Położył popielniczkę na udzie i co chwila strącając nowo powstały popiół czekał na rozpoczęcie monologu
- Wiele osób jest przekonania, że nie powinienem ci o tym mówić, ale ..- młody pracownik korporacji odniósł wrażenie, że przybysz na ten jeden, krótki moment pomiędzy dwoma wyrazami stracił całą pewność siebie - ale sądzę, że nie powinieneś żyć całe życie w tej iluzji Potter
- Iluzji?
- Wszystko stworzone wokół ciebie jest kontrolowane przez kogoś
- Co masz na myśli? Chcesz mi wmówić, że żyjemy w jakimś Matrix'ie?
- W czym? - mężczyzna skrzywił się subtelnie, nie lubił być zaskakiwany obcymi mi stwierdzeniami - Potter posłuchaj i nie przerywaj mi póki nie skończę. Gdybyś skoczył teraz z okna to następnego dnia obudziłbyś się cały i zdrowy we własnym łóżku. Gdybyś nie zgodził się w czymś z szefem którego tak się obawiasz, nie straciłbyś tej pracy. Jesteś kontrolowany, zrozum to. Nie wiem do końca czyj to był pomysł, ale podejrzewam, że ministra. W ramach wdzięczności zamiast umieścić cię w Mungu po postradaniu zmysłów wspaniałomyślnie postanowił zapewnić ci pozornie szczęśliwe życie. Ale prawda jest jedna. Nie pasujesz tu. Zdarzają się nieraz dziwne rzeczy prawda? - zielonooki siedział jak wmurowany. Mógł uznać Draco Malfoy'a za szaleńca, lecz nie zrobił tego z jednego prostego powodu, siedzący naprzeciw mężczyzna wiedział o nim za dużo by być zwykłym uciekinierem z zakładu dla obłąkanych
- Nieraz mam wrażenie, że potrafię przesuwać przedmioty nie dotykając ich. Boże, dlaczego ja ci o tym mówię?
- Wytłumaczenie jest proste. Jesteś czarodziejem Potter
- Czarodziejem? - powoli dogasający papieros niemal nie wypadł spomiędzy jego warg. Dwudziestopięciolatek poczuł się trochę jakby ktoś próbował sprzedać mu ołówek wmawiając, że to tzrynastowieczny miecz. Nie wiedząc jak zareagować roześmiał się głośno - Ale się uśmiałem. To było naprawdę dobre. A teraz przestań żartować, powiedz co masz jeszcze do powiedzenia i odwal się ode mnie
- Sadzisz, że żartuję? - blondyn uniósł jasną brew do góry, zgrabnym ruchem wsuwając rękę w wewnętrzną kieszeń płaszcza na piersi. Wyciągnął z niej ciemnobrązowy, oszlifowany i wyrzeźbiony na kształt widywanej w filmach fantasy różdżki, drewniany patyk. Z ust mężczyzny padło kilka słów bardzo podobnych do łaciny a drzwi do pokoju zamknęły się z trzaskiem, rolety same opadły a lampa zaczęła świecić tak mocno jak jeszcze nigdy - Coś jeszcze chciałeś powiedzieć?
- To.. To niemożliwe
W odpowiedzi Malfoy machnął różdżką raz jeszcze by po chwili w rękach rówieśnika pojawiło się oprawione w zbitą ramkę ruszające się zdjęcie pary młodych, uśmiechniętych ludzi
- Pewnie nie pamiętasz, ale to twoi rodzice. Zabił ich ktoś kogo imienia nie powinno się wymawiać, mimo, że siedem lat temu ostatecznie go pokonałeś. Jesteś czarodziejem Potter i to nie byle jakim. Pokonałeś jednego z najpotężniejszych czarodziejów wszech czasów. Kogoś kto z zimną krwią mordował i kazał mordować innym.
- Nadal nie do końca rozumiem
- Podczas ostatecznej walki, zaklęcie które pozwoliło ci wygrać, usunęło ci także pamięć. Podobno byłeś w takim stanie, że wszyscy myśleli, że jesteś trupem. Przez miesiąc leżałeś nieprzytomny
- Podobno? Nie było cię przy tym? Kim jesteś?
- Na sam koniec? Nie. Odszedłem z rodziną. To trochę bardziej skomplikowane jak na ten jeden raz.
- Więc skąd wiesz?
- Jesteś legendą Potter. Poza tym, zanim straciłeś pamięć.. byliśmy ze sobą dość blisko.
- Blisko? To dlaczego ciągle mówisz do mnie po nazwisku?
- To mało istotne. Mogę kontynuować? - nie spotkawszy się z odmową, odchrząknął i ciągnął swój wywód - pracuję w Mungu, do którego cię wtedy zabrano. Tuż po wojnie było naprawdę ciężko znaleźć tam miejsce. Zważając na niechęć do ludzi takich jak ja. Ale z pewnych względów przyjęli moją ofertę pomocy, której i tak potrzebowali. Zajmowałem się tobą. Po dwóch tygodniach mojego pobytu, odzyskałeś w końcu przytomność i jak się okazało nie pamiętałeś kompletnie nic poza tym jak się nazywasz. Nie pamiętałeś ani mnie, ani Hogwartu, Czarnego Pana, swoich przyjaciół - blondyn spojrzał na wyświetlacz stojącego na regale zegarka elektronicznego - Powinni już tu być
- Kto tu powinien być? Co to ma znaczyć?
- Sam się przekonasz. Nie wierzę, że mnie nie kontrolują. Nie ufali mi, że nie będę próbował zniszczyć stworzonego przez nich mirażu - mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem opierając wygonie głowę o mało komfortowe oparcie fotela. Draco Malfoy jakby przewidział przyszłość. Po niecałych pięciu minutach niezręcznej ciszy w pokoju pojawiła się znikąd dwójka osób. Kobieta i mężczyzna. Rudowłosy mężczyzna był ubrany w sweter w paski oraz obciskającą jego już nie tak zgrabne ciało flanelową marynarkę, która bez wątpienia pamiętała lepsze czasy i kondycję. Jego partnerka miała na sobie elegancką, szarą garsonkę
- Malfoy! - syknął przybyły
- Weasley, jak niemiło cię widzieć - prychnął ironicznie szarooki, prostując się w fotelu - właśnie sobie o was rozmawialiśmy
- Mówiłem żeby mu nie ufać, to podstępna szuja. Aż cud, że czekał siedem lat żeby zaburzyć spokój Harrego - mężczyzna, tytułowany "Weasley'em" zwrócił się do swojej towarzyszki z nieukrywanym wzburzeniem
- Uspokój się Ron. On próbuje cię sprowokować. Powiedz, Malfoy. Co chcesz tym osiągnąć? Umawialiśmy się przecież, że damy mu w końcu żyć spokojnie  poza tym wszystkim. Sądziłam, że tak samo jak my chcesz dobra Harrego. Nie zapominaj, że to ja przekonałam wszystkich żeby dopuścić cię do tego planu. Znałeś zasady.
- Owszem znałem i nie, nie miałem nadziei, że coś sobie przypomni jeżeli o tym myślisz. Nie jestem aż takim kretynem
Brunet przysłuchiwał się bacznie ich rozmowie, próbując w głowie ułożyć sobie wszystko w logiczną całość
-Więc? Czego chcesz?
Blondyn wzruszył ramionami, jakby tak naprawdę sam nie znał celu swojej wizyty
- Znudziło mi się bycie biernym obserwatorem i od początku nie uważałem tego za najlepsze wyjście. Dlatego w końcu zdecydowałem się wtrącić, chociaż niczego to nie zmieni i pewnie uznasz to za drwinę, to chciałem mieć czyste sumienie
- Czyste sumienie? Nie rozśmieszaj mnie Malfoy. Kogo próbujesz oszukać, ty jebany Śmierciożerco?! - Ron Weasley w końcu nie wytrzymał i ryknął na znienawidzonego mężczyznę. Kobieta ledwo go powstrzymała od rzucenia się w jego kierunku
- Ron, nie warto - mówiła spokojnie, zaciskając drobne dłonie na ramieniu towarzysza
Muszę być ze sobą blisko, pomyślał brunet. Nie wiedział skąd naszła go taka myśl. Przeczucie
- Co dokładnie mu powiedziałeś? - postanowiła kontynuować przesłuchanie nie zważając na pobudzonego rudzielca
- Nie za wiele. Zdążyłem opowiedzieć mu o wojnie i o tym dlaczego nic nie pamięta.
- Oho, nie zacząłeś od siebie. Zaskakujące - znów wtrącił się mężczyzna w przyciasnej marynarce
- Ron, proszę. W ten sposób nie da się pracować.
- Wybaczcie, że wam przerywam, ale mógłby mi ktoś wyjaśnić co tu się dzieje? - tym razem to Potter nie dał rady poskromić swojej ciekawości. Wszyscy zebrani spojrzeli na niego
- Tak, nadal tu jestem i o ile się nie mylę mówicie o mnie - mruknął odpalając kolejnego papierosa. W pokoju zapadła cisza. Każdy czekał aż ktoś inny postanowi ją przerwać, jednak ochotnik długo się nie znajdował.
  Blondyn przerzucił nogę na drugą nogę, kiedy dotarło do niego, że skupiło to trzy pary oczu na jego osobie westchnął cicho
- To właśnie twoi przyjaciele, o których wspominałem. Hermiona Granger i Ronald Weasley - nazwiska przybyłych wypowiedział od niechcenia nawet nie spoglądając na ich właścicieli - to między innymi oni wpadli na pomysł by traktować cię jak dziecko zapewniając ci wszystko i w sumie nic zarazem
- Domyśliłem się. Jest jedna rzecz która ciekawi mnie bardziej.. Dlaczego mi to wszystko mówisz? Przyznałeś, że niczego to nie zmieni. Poza tym, dlaczego akurat ty a nie oni? Nie przedstawiłeś się jako mój dawny przyjaciel. I dlaczego nazwał cię Śmierciożercą? Co to znaczy?
- To trochę więcej niż jedna rzecz Potter
- Odpowiedz mu. Niech usłyszy kim naprawdę jesteś Malfoy
Mężczyzna zignorował kąśliwą uwagę
- Oni, jak resztka Zakonu Feniksa, organizacji stworzonej do walki z tym którego pokonałeś, uznali, że nie wtajemniczenie cię w dawne życie i stworzenie pozorów nowego będzie dobrym rozwiązaniem. Ja od początku byłem przeciwny, ale nie specjalnie to wyrażałem chcąc zdobyć choć odrobinę ich zaufania żeby móc mieć minimalną kontrolę nad wszystkim. Nikt poza mną nie złamałby przysięgi, że nigdy żadne z nas nie będzie próbowało się z tobą skontaktować
- Żałuję, że od ciebie nie zażądaliśmy przysięgi wieczystej - Ronald Weasley nie mógł powstrzymać się od ciągłego wtrącania się w rozmowę
- Kontynuując.. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Próbowałem zdobyć twoją przyjaźń na początku szkoły, jednak wybrałeś ich. Od tamtego czasu przez parę lat kiepsko się dogadywaliśmy. Później, jakoś samo się tak zadziało, na piątym roku zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Od słowa do słowa..
- Czyli jednak byliśmy przyjaciółmi, a przynajmniej czymś w ten deseń
- Nie Potter. Byliśmy w czymś, nazywanym mianem "związku"
- Co?
- To co słyszałeś.Chyba nie muszę ci tego jaśniej tłumaczyć - lodowate spojrzenie skrzyżowało się na dłuższą chwilę ze wzrokiem rozmówcy
- Chcesz mi powiedzieć, że kochałem cię? - brunet przełknął głośno ślinę
- Przynajmniej tak twierdziłeś
- Jak mogę nic nie pamiętać?
- Magia - odparł chłodno. Osoba Draco Malfoy'a nie wzbudzała na nim wrażenie kogoś kogo mógł przed laty darzyć uczuciem. Wydawała mu się zbyt wyniosła i odległa. Czy on stał się taki po tym jak został odrzucony przez kogoś kogo kochał? Czy kiedyś był inny? Może dlatego nie jest w stanie odszukać go w umyśle. Usilnie próbował wyobrazić sobie siedzącego przed nim mężczyznę, uśmiechającego się. Próbował wyobrazić sobie jego śmiech. Jaki był?
- Chyba coś pominąłeś - tym razem odezwała się jak dotąd przez większość czasu milcząca Hermiona Granger
- O wszystkim pamiętam, nie musisz się martwić moją pamięcią. Pytałeś .. Śmierciożercy byli zwolennikami Voldemort'a. Walczyli z Zakonem a w pewnym momencie głównym celem było znalezienie ciebie i dostarczenie Panu by mógł cię zabić. Moja rodzina. Mój ojciec, popełnił kiedyś  poważny błąd popierając rację Voldemort'a, dołączył do niego i później, gdy ten powrócił po latach naprawdę tego żałował, ale jak większość bał się mu sprzeciwić. Kiedy ministerstwo było jeszcze wolne, złapano mojego ojca i wsadzono do Azkabanu, magicznego więzienia. Wtedy Voldemort, wściekły, że ten  zawiódł wybrał mnie na jego miejsce. Nie miałem wyboru. Oficjalnie staliśmy się wrogami, ale ty jakoś nigdy nie wierzyłeś, że mógłbym cię wydać, że byłbym zdolny kogoś zabić. I miałeś rację
- Oh, bo się wzruszę. Nie słuchaj go Harry. Malfoy'owie to kłamcy i manipulanci. Zawsze gardzili innymi - Weasley po raz pierwszy oficjalnie zwrócił się do dawnego przyjaciela. W tym czasie kobieta wyciągnęła różdżkę i wykonała nią bliżej nieokreślony ruch, jednak nic się nie zadziało.
- Malfoy, wiesz jakie są zasady - powiedziała no co jego pierwszy gość wzruszył ramionami i niespiesznie podniósł się z miejsca
- Zasady? Jakie zasady? O czym wy mówicie? - Potter tragicznie chciał pojąć wszystko, jak dziecko żądne wiedzy
W pomieszczeniu nagle zrobiło się tłoczno. Zaklęcie wypowiedziane przez brunetkę przywołało dwójkę ubranych identycznie mężczyzn. Obaj mieli na sobie mundury podobne do sowieckich. Nie wyglądali na otwartych na dialog. Bez słowa wyjaśnienia chwycili blondyna pod ramiona.
- Gdzie oni go zabierają? Co się dzieje?
- Do Azkabanu. Złamał prawo. Dobrze wiedział, że takie będą konsekwencje - wyjaśniła Hermiona Granger przyciszonym głosem. Brunet przyglądał się całej scenie z niedowierzaniem. Skoro wiedział, że straci wolność to po co to wszystko? Po co poświęcił się nadaremnie?
- Chciałbym go jeszcze spytać o jedną rzecz - zagubiony mężczyzna zatrzymał funkcjonariuszy - Zrobiłeś to dla mnie? Dla mojego dobra?
- Nie Potter, zrobiłem to dla swojego dobra -  odpowiedź skazańca kompletnie nie rozświetliła mu drogi. Wciąż nic nie rozumiał. Czuł jak kroczy po cienkim lodzie, który lada moment pęknie pod jego ciężarem. W ciszy obserwował jak strażnicy wyprowadzą Draco Malfoy'a z salonu.Niespodziewanie poczuł, że chyba powinien coś dodać
- Draco! - Na dźwięk swojego imienia szarooki odwrócił głowę w jego stronę, brunet mógł przysiąc, że w jego obojętnym wzroku zalśniła iskierka nadziei - Tak mi przykro - wymamrotał.Widział, że jego słowa rozczarowały mężczyznę ale taktownie nie dał tego po sobie okazać, jedynie ponownie odwrócił głowę i nie każąc się już więcej szarpać potulnie dał się wyprowadzić
   W tym momencie zdezorientowany dwudziestopięciolatek zrozumiał, że samotność na jaką zwykł narzekać była niczym w porównaniu do tego co przez te wszystkie lata odczuwał Draco Malfoy. Pustkę której nie dało się zapełnić żadnymi słowami.
- Spokojnie, jutro rano obudzisz się i nie będziesz więcej myślał o tym co dziś tutaj zaszło - z zadumy wyrwał go głos kobiety, podniósł na nią wzrok. W dalszym ciągu dzierżyła w dłoni różdżkę, którą teraz wycelowała prosto w niego
- Obliviate



środa, 4 maja 2016

Dziki bez - Drarry oneshot

Potter ściskając w dłoni list niemal biegł do przełożonego. Od kilku dni brygada najlepszych czarodziejów w całym Zjednoczonym Królestwie stacjonowała w Południowej Szkocji wyczekując na najlepszy moment na ujęcie niebezpiecznych, fanatycznych wyznawców ideologii pokonanego już ponad rok temu Voldemort'a.
Brunet wszedł do, z zewnątrz wyglądającego na uciążliwie mały, namiotu który w środku był bazą dowodzenia aurorów. Szybko odnalazł wzrokiem rosłego mężczyznę w średnim wieku z blizną rozcinającą policzek, ginącą w rzadkim zaroście siwiejącej brody. Rufus Smith zajęty był opracowywaniem strategi w towarzystwie czterech równie doświadczonych kolegów.
- Kapitanie ?- Wybraniec doskonale znał swoje miejsce, które pomimo dobrej sławy jego nazwiska wciąż znajdowało się stosunkowo nisko w hierarchii, ale ta sprawa nie cierpiała zwłoki
Mężczyzna zatytułowany przez Pottera 'kapitanem' odwrócił się i spojrzał na niego uważnym, bystrym wzrokiem - O co chodzi chłopcze? Wyglądasz na roztrzęsionego - dał towarzyszom znak by przerwali na chwilę obrady, poprowadził Harrego do odrębnego pomieszczenia, będącego jego biurem i kazał spocząć. Złoty Chłopiec jego oddziału po raz pierwszy się sprzeciwił. Stał wpatrzony w zabierającego miejsce przy mahoniowym biurku dowódce, w dalszym ciągu dzierżąc w dłoni pomięty kawałek papieru
- Podejrzewam, że masz do mnie bardzo ważną sprawę skoro przerwałeś nam w obradach - rozpoczął, nie mogąc doczekać się wyjaśnień ze strony bruneta
- Muszę natychmiast wracać do Londynu, sir
- Dodaj proszę do tego dwa zdania które mają mnie przekonać
- Moja.. Mój.. Draco jest w szpitalu, chcę dowiedzieć się co się stało - na dowód swoich słów położył przed mężczyzną napisany odręcznie przez Hermionę krótki, zwięzły list. Przywódca właśnie takie uwielbiał, bez niepotrzebnych emocji, grzeczności, dramaturgii.Krótka, dosadna treść.  Założył na nos okulary i przez moment przyglądał się kartce papieru w całkowitym milczeniu. Następnie z westchnięciem, powoli odłożył list na biurko, popychając go lekko z powrotem w stronę Harrego
- Eh, Potter powiedz mi co mam z tobą zrobić - podniósł się ciężko z krzesła, które zatrzeszczała nagle pozbawione obciążenia i zaczął przechadzać się po krótkim dystansie za biurkiem. Wzrok Wybrańca nie opuszczał go ani na sekundę - Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy już blisko osiągnięcia celu tej misji? Można powiedzieć, że mamy już ich w klatce, wystarczy lekko popchnąć i domknąć drzwiczki a to tego jesteś potrzebny właśnie ty - znów spojrzał na rozmówcę lustrującym wzrokiem, jakby chciał zajrzeć wgłąb jego duszy - Ale w tym stanie, jesteś kompletnie rozkojarzony, nie mógłbym dopuścić cię do działania, jeszcze byłbyś zagrożeniem dla samego siebie i reszty oddziału - myślał na głos
- Kapitanie, proszę.. - zaskomlał Potter, nie mogąc znaleźć odpowiedniego argumentu. W gabinecie zapadła grobowa cisza, w czasie której Wybraniec miał wrażenie, że słyszy dźwięk własnych pracujących w przyspieszeniu organów
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Masz wrócić natychmiast jak się uspokoisz. Postaramy się na ciebie poczekać - zadecydował w końcu Smith - Rozumiemy się?
- Tak jest, sir! Dziękuję - zawołał, będąc już w progu pomieszczenia. Nie miał na co czekać. Natychmiast, tak jak stał, przeniósł się prosto do gmachu zajmowanego przez Szpital Świętego Mung'a. Gnając po klinicznych korytarzach jak uciekające przed śmiercią w paszczy drapieżnika, zwierze szukał kogoś kto mógłby mu powiedzieć cokolwiek o Malfoy'u. Gdzie jest? Dlaczego? Jak się czuje?
- Przepraszam - zatrzymał się przed, wychodzącą ze znajdującego się za metalowymi drzwiami pokoju, ubraną w białe, ubabrane jeszcze ciepłą krwią stroje, grupą uzdrowicieli - Szukam Draco Malfoy'a. Dostałem wiadomość, że dziś rano go tutaj przynieśli - dwójka z zaczepionych wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, dzięki którym szybko ustalili który przekaże Wybrańcowi wieści
- Jest pan z rodziny? - zapytał formalnie wyższy z nich, jakby nigdy w życiu nie słyszał ani o Potterze ani o Malfoy'u.
- Tak.. Nie. Spotykamy się - odparł brunet, czując jak górna powieka jego lewego oka pulsuje w tiku nerwowym - Prócz mnie nie ma nikogo.. Błagam, co z nim? - dodał szybko, widząc jak mężczyzna otwiera usta by powiedzieć, jak bardzo mu przykro ale nie ma prawa do przekazywania tego typu informacji obcym. "Obcy" tym właśnie był w życiu zhańbionego arystokraty. Od kilku miesięcy ich relacje z dnia na dzień diametralnie się zmieniały. Po wojnie, po tym jak blondyn uświadomił sobie niektóre sprawy, w końcu dojrzał i przeprosił bruneta za wszystkie drobne i niby nieznaczące nic przykrości z czasów szkolnych. Złapali kontakt, zaczęli rozmawiać ze sobą, coraz częściej się widywać. Chociaż z początku żaden z nich nie przewidywał, że ich stosunki pójdą właśnie w tym kierunku to od trzech miesięcy byli parą.
- Zrobię dla pana wyjątek, ostatni raz - .zaznaczył mężczyzna - Nie jest najlepiej. Odniósł liczne rany, których pochodzenie ciężko nam zidentyfikować. Teraz jest nieprzytomny. stracił dużo krwi
- Mogę go zobaczyć ? - pulsowanie narastało, robiąc się coraz bardziej uciążliwe
- Dobrze, byle nie długo. Musi odpocząć - zaznaczył, wymownie położył rękę na ramieniu aurora i przez kilka sekund patrzył na niego zawodowym wzrokiem, następnie wraz z kolegą po fachu ustąpili mu miejsca i ruszyli korytarzem tam skąd przybiegł Potter.
 Brunet obejrzał się za nim jeszcze, nie wiedział co miało to znaczyć. Chyba nie chciał przekazać mu w ten sposób najgorszych rokowań.. Otrząsnął się i nacisnął na klamkę. Z pomieszczenia dobywała się struga jasnego, wręcz rażącego światła i zapach środków odkażających. Pokój był śnieżno biały, na środku, przy oknie stało jedno, samotne łóżko a na nim przykryty kołdrą blondyn. Gdyby nie liczne zadrapania na jego twarzy Potter pomyślałby, że nic się nie stało a arystokrata najzwyczajniej śpi. Usiadł na stojącym obok posłania krześle i w zamyśleniu przyglądał się partnerowi
- Mówiłeś idioto żebym na siebie uważał a sam to co robiłeś? - mruknął pomimo, że  nie liczył na uzyskanie odpowiedzi
- Na początek zwykłe "cześć" by wystarczyło
- Draco?
- A kogo się spodziewałeś ? - Malfoy uchylił powiekie i spojrzał na przybysza lodowatymi, szarymi tęczówkami
- Mógłbyś chociaż raz być poważny i powiedzieć w co się wpakowałeś albo przestać udawać żeby mieć kilka dni wolnego - Wybraniec uśmiechnął się lekko
-Och, a ty jak zawsze masz mnie za lenia. - szepnął ciut zachrypniętym głosem próbując odwzajemnić uśmiech, jednak zamiast tego kąciki jego ust wykrzywiły się w odwrotnym kierunku - No dobra.. A co ty tu robisz? Nie miałeś być przypadkiem na misji? - zapytał po chwili
- Miałem ale ty mnie tu ściągnąłeś
- Od kogo się dowiedziałeś?
- Hermiona mi napisała. Wiesz jak się o ciebie martwiłem kretynie?
- Pewnie mniej niż o własną dupę
- Nie kpij. Nie dzisiaj
- No weź, przecież to właśnie we mnie lubisz.
Potter pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Blondyn miał rację. Uwielbiał jego zadziorność i złośliwe odzywki

  - Hej. Mówię coś do ciebie - nagle dotarł do niego głos arystokraty. Najwidoczniej zmęczenie dawało mu o sobie znać. Adrenalina spadła kiedy uspokoił się, że Malfoy widocznie czuje się całkiem dobrze skoro jest w swoim żywiole
- Hm? - mruknął spoglądając na niego z uniesionymi brwiami, na co Draco jedynie westchnął w duchu. Jego kochanek jest niereformowalny. Nawet gdyby leżał teraz na łożu śmierci coś byłoby o wiele ciekawsze dla Pottera niż jego ostatnie słowa i podział majątku
- Mówiłem żebyś poszedł do domu się przespać i wziąć prysznic. Solidny prysznic
- Przestań. Chcę spędzić z tobą chwilę
- Mówię poważnie. Ogarnij się trochę i dopiero do mnie przyjdź
-Draco no..
- Pysiu, ty nie masz wyboru
- Myślisz, że jak będziesz tak do mnie mówił to mnie przekonasz?
- Ja tak nie myślę. Ja jestem tego pewien. Kotku. Skarbie. Misiaczku mój, idź do domu
- Przestań bo aż mi niedobrze
- To spadaj się wyspać.
- Nie
- Tygrysku...
  Potter w końcu się poddał namową i przeniósł się do swojego dwupokojowego mieszkania ukrytego w centrum Londynu. Żadne z nielicznych wnętrz nie było sprzątane od kilku tygodni. Wszędzie zaczynały bezkarnie panoszyć się kurz i pajęczyny wraz ze swoimi architektami i jednocześnie mieszkańcami. Auror przy użyciu ,zastosowanego kiedyś na jego oczach przez zmarłego dyrektora Hogwartu, czaru szybko doprowadził swój dom do akceptowanego stanu. Zrzucił z siebie mundur i poszedł do łazienki nalać wody do wanny na zasłużoną kąpiel. Kiedy ta zapełniała się gorącą wodą Wybraniec poszedł do szafy po ręcznik. Wyjmując pierwszy z brzegu zauważył, że pomiędzy złożonym na kostkę materiałem coś jest. Szybko odwinął znalezisko i aż uśmiechnął się mimowolnie
- A więc tutaj je zostawiłem - mruknął. W ręku trzymał cztery poruszające się monotonnie zdjęcia. Z trzech z nich krzywiła się do niego niezadowolona twarz Malfoya. Doskonale pamiętał tamten dzień.Wyskoczyli jedynie na piwo,czy jak wolał arystokrata kieliszek wina a skończyli w jego sypialni. Potter albo nigdy nie wiedział, albo zapomniał dlaczego postanowił zrobić blondynowi kilka zdjęć.
Na ostatniej fotografii z pliku  były Śmierciożerca skrywał twarz w jego ramieniu. Śmiał się. Wybraniec mógłby przysiąc, że do dziś doskonale pamięta ten śmiech, który jak jadowita strzała utkwił w jego sercu i zalewał jego organizm słodką trucizną. Choć już nigdy nie słyszał aby Draco Malfoy śmiał się równie melodyjnie i niepohamowanie co wtedy.
Odłożył fotografię na szafkę nocną w sypialni - Będę musiał kupić ramkę - stwierdził, przyglądając się prowizorycznie postawionemu, opartemu o książkę z dziedziny transmutacji ulubionemu  zdjęciu. Chociaż pewnie jego częstemu gościowi się to nie spodoba to chciał móc częściej na nie patrzeć.
Dumny z siebie w końcu mógł w spokoju oczyścić się z brudu tego dnia.
Po kąpieli bez chwili zwłoki ułożył się w łóżku, spojrzał ostatni raz na swoje znalezisko i zamknął oczy.
Jednakże nie spał tej nocy spokojnie. Jego ciałem targały dreszcze, a umysł niepokoiły najokropniejsze koszmary. Rzucał się na łóżku jak w gorączce i dopiero nad ranem zdołał opuścić krainę nocnych marów. Podniósł się do siadu. Był cały zlany potem i przerażony jak dziecko. Lecz w przeciwieństwie do większości dzieci nie mógł zawołać rodziców na pomoc.
Zapalił lampkę nocną, chociaż słońce za oknem zaczynało budzić świat do życia.
To odrobinę mu pomogło
- To tylko sen Potter. Co z tobą? Miewałeś gorsze - przetarł twarz dłońmi a następnie wymierzył sobie solidny policzek żeby sprawdzić czy na pewno otacza go rzeczywistość. Kiedy miał już stuprocentową pewność zdecydował się wstać z posłania. Przeszedł kilka kroków do kuchni zanim przypomniał sobie, że to wszystko na próżno. Lodówka tak samo jak kuchenne szafki była pusta.
Zatrzymał się w połowie korytarza. Nagle trąciło nim przerażające przeczucie. Przeczucie które wżerało się głęboko w jego duszę i zjadało go od środka. Przez moment zabrakło mu tchu, miał wrażenie, że tonie.
Gdy tylko wstępnie doszedł do siebie pędem się ubrał i wybiegł na ulice. Teleportacja była szybszym i lepszym sposobem, ale Chłopiec Który Przeżył doskonale wiedział jak skończy się to dla jego organizmu w tym stanie i o tak wczesnej porze.
Biegł tak długo aż jego mięśnie zaczęły produkować kwas mlekowy, wtedy pobiegł jeszcze trochę. Zatrzymał się dopiero pod bramą szpitala. Zdyszany i obolały.
Mimo tej godziny personel szpitalny nie próżnował. Chociaż wydawało się, że nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nikt nie powstrzymał go przed wtargnięciem do sali w której wczorajszego wieczora Malfoy rzucał w jego kierunku niekończącą się nawałnicą czułych słówek. Otworzył drzwi i jego serce zamarło.
Łóżko było puste, leżała na nim jedynie czysta, niedawno zmieniona pościel..
Po ,wydaje się trwającej wieki, chwili poczuł jak ktoś zdecydowanie chwyta go za ramię i ciągnie na korytarz.
Byle jak najdalej tego pokoju. Najdalej promieni słonecznych, zapachu czystości i tej przeraźliwej, przybierającej białe barwy pustki..
Auror zatoczył się i runął na podłogę. Nad nim stał znajomy mężczyzna. Kucnął i wyciągnął rękę w kierunku Pottera
-  Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, może pan być tego pewien - widać było, że młody uzdrowiciel nie nawykł do przekazywania tego typu informacji. Wybraniec nie reagował.
Siedział na podłodze oddychając ciężko wpatrzony w przestrzeń przed sobą
- Panie Potter. Rozumie pan co mówię? - pomachał mu, wcześniej wyciągniętą w pomocnym geście, dłonią przed oczami.
- Kiedy? - zdołał wykrztusić
- Między drugą a trzecią w nocy. Proszę pójść ze mną - dłuższe prośby były na marne. Harry już nie słuchał.
Podobno gdy umierasz,całe życie przebiega ci przed oczami. A co jeżeli umiera ktoś ci bliski? Co wtedy? Potter nigdy się nad tym nie zastanawiał ale zapytany o to po latach odpowiedziałby, że w tamtej chwili przed oczyma miał noc ich pożegnania przed jego wyjazdem i jak się okazało ich ostatniego pożegnania.
- W końcu jesteś. Myślałem już, że nigdy się ciebie nie doczekam - burknął blondyn otwierając mu drzwi
- Zatrzymali mnie w ministerstwie. Ale przecież nie będziemy rozmawiać o mojej pracy
- Wiesz, że nie toleruję spóźnień. Należy mi się coś w ramach rekompensaty 
Auror zamknął za sobą drzwi i przyciągnął do siebie właściciela domu. Musnął ustami jego wargi by zaraz zatopić się w nich jak w najsłodszej pokusie - Czy taka rekompensata ci wystarczy? - uśmiechnął się perfidnie
- Nie oferuj mi czegoś co miałem zamiar przywłaszczyć sobie sam 
Wybraniec chwycił arystokratę pod uda i przeniósł go do najbliższej znajdującej się w tym, zdecydowanie za dużym jak dla niego samego domu, sypialni. 
- Rozbieraj się - zażądał Malfoy. Harry potulnie wykonał jego rozkaz i gdy tylko pozbył się spodni wraz z bokserkami usta arystokraty znalazły się wokół jego męskości. Pewne ruchy głową, pieszczące go ręce. To sprawiło, że szybko poczuł jak jego penis sztywnieje
- Wystarczy Draco. Nie bądź taki zachłanny - zaśmiał się i odciągnął blondyna od swojego krocza. Rozchylił jego nogi i zacisnął dłoń na jego pośladku jakby badając jego strukturę. Następnie przejechał palcami między, kreśląc przy tym kilka kółek na jego wejściu. Wsunął w niego jeden palec co zaskutkowało słodkim jękiem dobywającym się z piersi arystokraty 
- Nie baw się ze mną. Jestem dużym chłopcem i zasługuję na duże zabawki - warknął 
- Psujesz całą zabawę - zaśmiał się Potter. Umyślnie trafił palcem w punkt którego nawet najdelikatniejsze dotknięcie wywoływało u Malfoya skurcz podniecenia i kiedy ten chciał krzyczeć o więcej wyciągnął z niego palec i niespiesznie zastąpił go swoją męskością.
Cienie dwóch złączonych ze sobą w miłosnym tańcu ciał balansowały po ścianach pokoju. Targane najmniejszym, poruszającym promień świecy podmuchem. Stonowane pomruki i nieokrzesane jęki wypełniały posiadłość aż do chwili osiągnięcia przez kochanków celu swojej podróży. 
Harry wysunął się ciała koloru porcelany i chwycił je w swoje ramiona. Malfoy wtulił się w jego pierś 
- Obiecaj mi, że nie dasz się zabić - szepnął 
- Obiecuję - słowa aurora wywołały na jego twarzy subtelny uśmiech

I tylko ten uśmiech, dotyk wilgotnych, rozchylonych warg, ciepło jego ciała pozostawał mu w pamięci tak silnie jak zapach stojącego w wazonie na oknie dzikiego bzu


środa, 30 marca 2016

Kara - Drarry Oneshot

- To znowu twoja wina. Jesteś skończonym kretynem Potter - blond włosy chłopak mruknął z obrzydzeniem podnosząc z podłogi mokrą ścierę. Ich ostatnia kłótnia doprowadziła do tego, że teraz obaj zamiast spędzać czas na odpoczynku w pokojach wspólnych ich dormitoriów musieli za karę posprzątać bałagan który sami stworzyli na popołudniowych zajęciach z eliksirów. Zadanie z pozoru proste, ale w momencie gdy obaj nie mogli użyć przy tym nawet najprostszej magii, a arystokrata nie ma zielonego pojęcia do czego służy mop poprzeczka się podnosi
- Skończ już. Nie wiem jak ty ale mam zamiaru spędzać tu całego wieczoru - westchnął Wybraniec,
ścierając z blatu jednej z ławek lepką, zieloną substancję. Nie miał już siły na dalsze dyskusje ze Ślizgonem. Dzięki temu w jakich warunkach spędził dzieciństwo przynajmniej on wiedział wystarczająco dużo o porządkach domowych.
- No to przecież mówię żebyś robił to szybciej
- Chyba sobie kpisz. Nie będę wykonywał całej roboty za ciebie - Skończywszy doprowadzanie ławki do właściwego stanu, wyprostował się żeby odciążyć ,zaczynające go boleć od nienaturalnie przygarbionej postawy, plecy. Spojrzał na kontemplującego nad wiadrem brudnej wody towarzysza -Po prostu przetrzyj tą podłogę, od dwudziestu minut się do tego zabierasz - ten brak przystosowania Malfoya do normalnego życia wywoływał u Złotego Chłopca napad migreny
- No już, już! Nie poganiaj mnie - widząc na sobie zmęczone spojrzenie bruneta, które najwyraźniej nie miało zamiaru dać mu spokoju do czasu aż zabierze się za swoją część zadania z nieukrywanym zgorszeniem zaczął, na kolanach, myć podłogę - Niech ten staruch tylko poczeka aż mój ojciec się o tym dowie - mamrotał sam do siebie, wściekły za to upokorzenie
Harry aż uśmiechnął się pod nosem, zawsze bawiło go to w jaki sposób Ślizgon wyraża swoje oburzenie. Podwinął rękawy koszuli kompletnie zapominając o tym, że nie powinien tego robić. Bystre oko jasnowłosego szybko dostrzegło pokrywające przedramiona Pottera sznyty.
Wspólnymi siłami w czasie godziny dokończyli sprzątanie, chociaż osiemdziesiąt procent i tak zostało wykonane przez Wybrańca to było to wielkie osiągnięcie ponieważ po raz pierwszy w życiu współpracowali i obaj musieli przyznać, że wcale nie było tak źle. Dumbledor doskonale wiedział co robi wybierając właśnie taką formę kary
- Widziałem twoje ręce - Draco zagrodził brunetowi przejście w drzwiach. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na niższego o pół głowy chłopaka oczekując wyjaśnienia
- Śmiało nabijaj się ze mnie. Szczerze mówiąc już mam to gdzieś
- Dlaczego to robisz? - wbrew przypuszczeniom reakcja Malfoya była zupełnie inna
- I tak tego nie zrozumiesz
- To mi wytłumacz - wrodzony upór kazał mu poznać również tą tajemnicę
- Nie wiesz jak to jest kiedy wszyscy na ciebie liczą a ty nie masz na tyle siły by sprostać ich oczekiwaniom. Nie wiesz jak to jest gdy ludzie oddają za ciebie życie, pokładają w tobie wszelkie nadzieję a ty nie jesteś w stanie pokonać własnych demonów. Myślisz, że chcę być Wybrańcem? Cholera, każdego dnia zastanawiam się dlaczego nie mógłbym być normalnym człowiekiem z pełną rodziną. Dla tego byłbym w stanie poświęcić magię. Nie chcę żeby ktokolwiek jeszcze zginął z mojej winy - wyznał Potter, zanim zdążył ugryźć się w język. Mówił szczerze jak po serum prawdy. Zwierzał się swojemu wrogowi, prześladowcy, komuś kto nienawidził go z zasady. Czuł, że jeszcze bardziej się tym pogrąża - Puść mnie, nie mam dziś siły wysłuchiwać jak się ze mnie nabijasz
- Nie mam zamiaru tego robić
- Więc po co to wszystko ? - Wybraniec zmarszczył brwi coraz mniej rozumiejąc zachowanie opanowanego, dziwnie spokojnego i poważnego rówieśnika
- Może nie wiem jak to jest być tobą. Ale wiem co to znaczy nie mieć wyboru i wpływu na własne życie. Kiedy wszyscy wiedzą lepiej co jest dla ciebie najlepsze, kiedy nie możesz sprzeciwić się woli rodziców, podtrzymywać tradycję. Wiem coś o tym
Wybraniec parsknął pod nosem - Czy to nie absurdalne?  Zawsze się nienawidziliśmy a teraz mówisz mi o czymś takim
- Tak naprawdę nigdy cię nienawidziłem. Zawsze uważałem cię za silniejszego ode mnie, zazdrościłem ci tej wytrwałości. Chciałem się z tobą zaprzyjaźnić
- No to właśnie widzisz jaka jest prawda
- Prawda jest taka, że oboje w tym jesteśmy - przyznał Malfoy, odsłaniając fragment prawego nadgarstka na którym widniały blade blizny - Wiem jak ciężko z tym skończyć. Wiem ile razy mówisz sobie, że to był ostatni raz a kilka dni później z płaczem brudzisz się w kałużach własnej krwi, wściekły na siebie, że znów to zrobiłeś. Wiem jak ciężko znaleźć inną metodę wyładowania emocji kiedy ciągle myślisz o tym żeby zadać sobie krzywdę. Dalej uważasz, że nic nie rozumiem Potter? Daj sobie pomóc - jego rozmówca stał wpatrując się w niego tępo. Nie miał powodu, żeby mu nie wierzyć ale szczerość blondyna w dalszym ciągu wydawała mu się podejrzana
- W porządku - powiedział nagle, nie wiedząc do końca na co właściwie się godzi. Draco Malfoy zaskoczył go jeszcze bardziej kiedy schylił się tak by jego usta znalazły się na wysokości jego własnych ust i musnął je tak lekko, jakby chciał poczuć ich smak. Od dawna chciał to zrobić
- Jesteś wspaniałym człowiekiem i nikt nie zginął z twojego powodu. Nie powinieneś się tym obwiniać - szepnął, spoglądając w błyszczące za szkłami przestarzałych okularów szmaragdowe oczy.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? - Potter domagał się odpowiedzi
- Nie wiem. Od zawsze mi się podobałeś - Malfoy uśmiechnął się szarmancko. Brunet po raz pierwszy w życiu widział ten szczery uśmiech na twarzy Ślizgona, bez cienia złośliwości, przebiegłości czy kpiny. Wybraniec niespodziewanie poczuł z blondynem dziwną więź, jakby byli dawno nie widzącymi się dobrymi przyjaciółmi. Mieli wspólny problem. Targany impulsem stanął na palcach i obdarzył go niewinnym pocałunkiem, Dracon nie potrzebował większej zachęty by wsunąć język, rozchylając jego ciepłe wargi. Niewinność Harrego wydała mu się naprawdę urocza.
 Złoty Chłopiec przymknął powieki, rozkoszując się badaniem struktury i smaku ust rówieśnika. Przez dłuższą chwilę ciszę w komnacie mąciły jedynie ciche odgłosy dwójki całujących się osób.
Oderwali się od siebie tylko po to aby spojrzeć badawczo na tego drugiego i powrócić do namiętnych pocałunków.
 Potter nie do końca rozumiał co się dzieje. To było jak nowa, niezrozumiała magia. Uczucie którego jeszcze nigdy dotąd nie doświadczył. Wrażenie jakby coś wypełniało tą ,istniejącym w jego pokrytym żalem sercu, pustkę. Nagle przestał się bać.
Arystokrata ośmielił się otulić ramieniem drobne ale wyrzeźbione przez treningi Quiddich'a ciało,
- Mogę? - ciszę przerwał melodyjny głos Malfoy'a. Chłopak chwycił towarzysza za nadgarstek
- Co chcesz zrobić?
- Zobaczysz - z subtelnym uśmiechem odsłonił pocięte ręce Wybrańca, uważnie obserwując przy tym jego mimikę. Przyjrzał się ranom z obojętną miną, tak jakby był to jedyny widok jaki oglądał całymi dniami. Przejechał palcami po zgrubieniach na skórze - Dasz mi się rozebrać? - zapytał z zaskoczenia
- Co? Po co?
-Zadajesz głupie pytania, Potter. Chcę się z tobą kochać - powiedział dobitnie. Harry poczuł jak słowa Malfoya uderzają go, wywołując falę gorąca. Pokiwał głową dając mu tym swoją zgodę, wizja seksu z Draconem podniecała go jak nic co dotąd przeżył. Zwinne palce arystokraty zanurzyły się w materiał szaty Gryfona, pozbywając się tym ubrania znienawidzonego domu. Zielonooki nie pozostawał mu długo dłużny, chciał zobaczyć smukłe ciało Draco w pełnej okazałości. Teraz, natychmiast.  To co ujrzał rozszerzyło mu źrenice. Na porcelanowej skórze rąk wydawało się nie być miejsca niepokrytego chaotycznie skierowanymi we wszystkie możliwe strony białymi przecięciami. Jedne cieńsze, płytsze. Inne grubsze, głębsze i bardziej wypukłe. Ich właściciel nie zdawał się być zaskoczony reakcją kochanka a co najciekawsze wcale nie wstydził się stać przed nim w samej bieliźnie, z niczym co mogłoby zakryć, zdobyte w tak upadlający sposób, obrażenia. Malfoy doskonale wiedział o czym mówi, Złoty Chłopiec przekonał się tego na własne oczy.
- Długo masz zamiar tak stać i się gapić? - zagadnął jasnowłosy, łapiąc go pod uda. Posadził chłopaka na jednej z ławek, złączając przy tym ich wargi w pełnym pożądania pocałunku. Brunet zarzucił ręce na jego szyję, naturalny instynkt kazał mu otrzeć się o erekcję blondyna, wywołał tym podniecający jęk arystokraty, za wywołanie którego szybko został ukarany ukąszeniem w obojczyk. Usta i język Malfoy'a wnikliwie penetrowały ciało Potter'a. Organizmem Harrego targały nadchodzące falami spazmy rozkoszy. Chłodne dłonie zajmowały się jego wrażliwymi sferami, unikając jak dotąd jego twardniejącego penisa. Wybraniec musiał wykazać się ogromną cierpliwością, co było trudne dla jego młodego, nabuzowanego hormonami ciała, chcącego poczuć już to legendarne uczucie zjednoczenia. Jednak jego opanowanie zostało nagrodzone, uwaga Ślizgona  skupiła się na odznaczającej się na czarnym materiale bokserek wypukłości, zbliżył swoje usta i przyssał się do jego krocza, po chwili z bielizny Potter'a została mokra, od śliny i przedorgazmowej  wydzieliny, szmata. Długie palce pianisty szybko się jej pozbyły. Dłonie Dracona zaczęły pieścić biodra i pośladki Gryfona z należytą adoracją. W pewnym momencie jeden z palców zahaczył o dziewicze wejście bruneta. Chłopaka aż przeszył dreszcz
- Nie przestawaj, proszę - wyjęczał, gdy kochanek chciał cofnąć dłoń, wiedział, że swoim błaganiem o dotyk wzbudził w Draconie ogromną satysfakcję. Tym razem jednak już nie tylko dotknął, ostrożnie wsunął palec w jego wnętrze. Harry aż skrzywił się z bólu
- Potter, rozluźnij się trochę bo zrobię ci krzywdę - mruknął wprost do ucha Wybrańca modelowanym głosem.
- Łatwo ci mówić - odciął się brunet, oddychając podręcznikowo. Nie do pomyślenia, że taka prosta czynność sprawiła, że jego mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać wpuszczając palec do końca.
Arystokrata zaczął go metodycznie przygotowywać na swoje wejście. Potter odchylił głowę w tył, nie przejął się nawet kiedy jego okulary wylądowały na ziemi, a na jednym ze szkieł powstała rozległa pajęczynka. Nie przejął się także, twardą, niewygodną, nieprzystosowaną do jego pleców ławką na której wpółleżał w wydaje się tak upokarzającej pozycji. Wzdychał głośno za każdym głębszym posunięciem palców Malfoy'a. Wypchnął biodra w przód, przypadkiem napierając kolanem na wzwód partnera. Draco jęknął głucho, czując ucisk na swoim pulsującym, gotowym do działania penisie. Nieuwaga Wybrańca ostatecznie rozwiała jego wahania, zdecydowanie wyjął z bruneta palce i zastąpił je własną męskością, natychmiast wchodząc do samego końca. Z piersi Harrego wyrwał się niepohamowany krzyk, czuł mieszankę przeszywającego bólu i porywającego podniecenia. Podczas pierwszych zdecydowanych pchnięć te dwa uczucia walczyły w nim o dominację. Bolało tak, że chwilami czuł, że nie wytrzyma już sekundy dłużej, a po chwili nastawała ta błoga rozkosz. Potter miał wrażenie jakby jego ciało było jedynie targaną spazmami błogości marionetką, jego głowa szarpała się na boki, nogi drgały, już nie kontrolował wykrzykiwanych myśli, a w głowie miał tylko głębokie, bezwstydne jęki kochanka.
Młody Malfoy obdarzał rozpaloną skórę Wybrańca licznymi pocałunkami. Jego szczęka drgała pod wpływem miłosnego uniesienia. Osiągnął swój cel, posiadł Złotego Chłopca. Tak jakby ta intymność nie była dla niego wystarczająca, pozostawił na szyi Potter'a purpurowe ślady nie do ukrycia pod kołnierzykiem koszuli. Gryfon będzie miał z czego się tłumaczyć.
Gardło bruneta piekło żywym ogniem - Mocniej... Jeszcze.. Tak... O boże jak dobrze - chrypiał
- Spójrz na mnie - polecił jasnowłosy stanowczo. Harry podniósł wzrok na odpływające w ekstazie oblicze Ślizgona. Głęboka zieleń jego oczu ,na które przez brak szkieł i tak nie wiele widział, zaszła mgłą, ledwo co dostrzegał zarysy jego twarzy, ale wiedział o co chodzi tamtemu. Chciał by Potter widział jak mu dobrze, chciał nawiązać z nim coś więcej niż tylko jednorazowy seks - Kończ Potter - to był rozkaz któremu nie mógł się sprzeciwiać. Nie powstrzymywał się już dłużej. Osiągnął szczyt wspaniałości, sklejając ich błyszczące od potu ciała lepkim nasieniem. U skraju orgazmu spiął mięśnie. Zaciskając się na członku Dracona. Blondyn poczuł przechodzące wzdłuż kręgosłupa i biegnące przez spojenie łonowe aż po sam czubek penisa ciarki, to było nie do opanowania. Wbił zęby w splamioną już jego obecnością szyję chłopaka. Poczuł na dziąsłach i języku metaliczny posmak krwi i sam doszedł do końca, głęboko we wnętrzu partnera.
Wybraniec doświadczył wrażenia rozchodzącego się wgłąb niego ciepła, po chwili penetrująca go męskość wysunęła się z niego z łatwością a Malfoy odsunął się od niego. Po opuszczonym ciele Pottera przepłynął podmuch zimnego wiatru. Gryfon podniósł się na łokciach i próbował rozejrzeć, jednak wszystko było niejasne, do momentu gdy znajoma ręka założyła mu na nos popękane okulary. Zza rys widział wyraźnie twarz Draco. Jasna grzywka kleiła się do jego czoła, zaczerwienione wargi były lekko rozchylone,próbując złapać powietrze, na jego skroni wystąpiły drobne krople potu. Mimo tego w dalszym ciągu wyglądał majestatycznie, jak prawdziwy, dumny siebie Malfoy
- Zbieraj się, ja posprzątam - zaoferował
- Chętnie na to popatrzę - Potter uśmiechnął się sam do siebie, odnajdując poszczególne elementy porozrzucanej jak układanka po podłodze garderoby. Ślizgon szybko wsunął na siebie ubrania i starając się ukryć uczucie deprawacji chwycił za ścierkę i zaczął przecierać ławkę z mieszaniny potu i spermy. Harry przyglądał mu się w milczeniu.
Kiedy blondyn skończył, oboje bez słowa wyszli z sali
- Hej Malfoy! - krzyknął Wybraniec za odchodzącym w stronę lochów mieszkańcem domu węża. Dracon obrócił się i widząc, że zanosi się na dłuższe pytanie podszedł do bruneta
- Co chcesz?
- Jutro w Pokoju Życzeń? Po kolacji?
- Tak ci się spodobało?
- Chciałbyś
- To widzimy się po kolacji.
- Nie powiesz nic więcej?
- Co?
- Nie wiem
- Kretyn z ciebie Potter, od początku miałem rację  - uśmiechnął się do niego i odszedł




poniedziałek, 28 marca 2016

Wrigley's - Drarry oneshot

Pięć lat po ostatecznej przegranej Czarnego Pana, Złoty Chłopiec wcale nie czuł się szczęśliwy. Ożenił się z kobietą, której nie kochał, która nie kochała jego bądź też nie potrafiła tego należycie okazać, ale tak było wtedy wygodniej.
  Po tym jak najmłodsza z Weasley'ów oznajmiła, że po raz drugi jest w ciąży Harry Potter potrzebował solidnego drinka. A najlepiej kilku kolejek solidnych drinków. Przy pierwszym dziecku ta kobieta niemal doprowadziła go do postradania zmysłów swoim nieznośnym zachowaniem, że na samą myśl o powtórce z rozrywki robiło mu się słabo.
Brunet wszedł do pierwszego, lepszego pubu po drodze z ich mieszkania w zachodniej części Londynu do Ministerstwa Magii. Zrzucił z siebie czarny prochowiec i otrzepał mokre od ulewnego deszczu, niesforne włosy. Wybraniec zauważył wolne miejsce przy barze i od razu skierował swoje kroki w jego stronę. Nie zauważył jednak siedzącego dwa krzesła po prawej znajomego mężczyzny. Być może z nieuwagi a być może dlatego, że Draco Malfoy również sporo się zmienił przez te pięć lat. Jego zawsze perfekcyjnie ułożone włosy sterczały na wszystkie strony. Zadbane dłonie pokrywały teraz liczne blizny i zadrapania, a na twarzy widniał kilkudniowy zarost.Alabastrowa skóra zdawała się być o kilka odcieni bledsza niż podczas ich ostatniego spotkania.
 Potter skinął ręką na barmana, aby ten podał mu podwójną whisky z colą, którą od razu wypił jednym łykiem. Po sześciu takich kolejkach poczuł, że jest już trochę wstawiony, w dodatku potrzebował pójść do łazienki. Podniósł się z miejsca i zachwiał się na nogach. Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku toalet. Po chwili,kiedy Chłopiec który przeżył mył ręce, do pomieszczenia wszedł także były Ślizgon. Spojrzenia obu mężczyzn niespodziewanie się spotkały
- Malfoy...
- Potter..- blondyn najchętniej uciekłby w tej chwili gdyby tylko miał taką możliwość. Przez te wszystkie lata tak właśnie robił. Mieszkał w jednej z rodowych posiadłości na Malcie. Do Anglii wrócił dwa dni temu żeby po śmierci ojca wysłuchać jego ostatniej woli i podpisać niezbędne dokumenty. Pech chciał, że w pubie do którego przyszedł się napić po pogrzebie Lucjusza Malfoya pojawił się również jego dawny.. Ciężko było określić łączące, przez ostatnie dwa lata Hogwartu, relację obu mężczyzn. Na kilka dni przed zakończeniem piątego roku nauki w szkole doszło miedzy nimi do czegoś co miało już na zawsze zmienić ich życia, stworzyć skrywaną głęboko tajemnicę do istnienia której obaj panicznie bali się przyznać
- Co tu robisz? Myślałem, że nienawidzisz mugoli - brunet jako pierwszy otrząsnął się z początkowego szoku
- Wódka tu czy tam,co za różnica? - Spadkobierca majątku Malfoy'ów wzruszył ramionami
- Słyszałem o twoim ojcu.. Moje kondolencje. Nie spodziewałem się, że mimo wszystko się pojawisz. Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? Zniknąłeś bez śladu po wojnie..
- Wyjechałem z kraju - jego odpowiedzi były krótkie i zwięzłe, chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę, która wzbudziła w nim dawne wspomnienia. Nie chciał drugi raz przez to przechodzić. Nie teraz, kiedy wszystko sobie poukładał
-Szukałem cię Draco - w ojcu i mężu rodziny Potter'ów jakby też coś się obudziło
- Nie mów tak do mnie
- Tak masz na imię
- Dlaczego znów mi to robisz? Nie masz własnego życia? Możemy wyjść za te drzwi i zapomnieć o wszystkim?
- Uważasz, że tak łatwo będzie ci zapomnieć?
- Nienawidzę cię Potter - warknął rozdrażniony arystokrata, kierując się do wyjścia
- Kocham cię Draco
- Co ty powiedziałeś?
- To co słyszałeś
- Jesteś pijany, nie wiesz o czym mówisz idioto - blondyn zacisnął pięści, wahając się. Potter znów wywołał mętlik w jego głowie - Po pięciu latach nagle mówisz mi, że mnie kochasz, tak? A gdzie byłeś wtedy?
- Posłuchaj.. - brunet poczuł, że musi oprzeć się o ścianę, inaczej pewnie w końcu straciłby równowagę - nie rozumiałem tego póki byłeś obok, nie rozumiałem tego jak rozpaczliwie cię potrzebuję, jak ważny dla mnie jesteś. Tamtego dnia, gdy odszedłeś z rodzicami poczułem, że muszę cię znaleźć. Zrozumiałem, że to zawsze byłeś ty.. Dwa lata spędziłem jak duch, aż w końcu straciłem jakąkolwiek nadzieję. Dałem się wciągnąć w zaaranżowane małżeństwo z Ginny w którym z dnia na dzień czuję coraz większą pustkę. Jedynym promykiem słońca w tym wszystkim jest mój syn. Al to naprawdę wspaniały dzieciak, ma prawie trzy lata. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał - Draco milczał dłuższą chwilę, musiał to wszystko sobie poukładać
- Więc daj mi spokój, wytrzeźwiej i idź zająć się synem - próbował nie dopuścić do siebie jakichkolwiek uczuć.Wybraniec nie był mu obojętny. Gdyby tak było nie spędziłby tylu nocy zlany potem, spadając z łóżka kiedy próbował zaspokoić żądze swojego ciała, myśląc o Potterze w niezdrowy dla mężczyzny sposób. Do jego oczu napłynęły łzy tęsknoty, których nie potrafił zatrzymać dłużej dla siebie
- Draco.. - Złoty Chłopiec podszedł do dawnego kochanka i zagrodził mu drogę ucieczki własnymi ramionami - Zostań ze mną. Nie popełnię więcej tego błędu. Potrzebuję cię, kocham cię i nie chcę cię więcej tracić - szeptał, jego usta zbliżyły się do delikatnych ust Malfoy'a i już miał złożyć na nich pełen tęsknoty pocałunek
- Fu, śmierdzisz alkoholem Potter - przerwał mu zapłakany arystokrata, zasłaniając usta bruneta dłonią
- Sam piłeś
- Ale to co innego. Zrób coś z tym jeżeli chcesz mnie całować
- Przynajmniej zgadzasz się żebym cię pocałował, to już sukces - uśmiechnął się brunet, wyprowadzając swojego partnera przed lokal,uprzednio wręczył barmanowi banknot 50 funtowy i zabrał ich płaszcze
- Zaczynasz mnie drażnić, uważaj bo zmienię zdanie
- Nie byłbyś w stanie - uśmiech nie schodził z twarzy Wybrańca, co prawda miał zamiar zdradzić żonę tej nocy ale  przecież jego małżeństwo było fikcją i przez wdzięk trzymanego w objęciach po tylu latach rozłąki mężczyzny nie był w stanie się opanować.
 Potter dobrze znał okolicę, dzięki czemu w czasie kilku minut znaleźli się w jednym z pokoi pobliskiego hotelu. Po drodze, starą, mugolską metodą kupił paczkę cynamonowych gum do żucia, które doskonale maskowały smak alkoholu w jego ustach
- Zrobiłeś to specjalnie, przyznaj się - dobry humor aurora zaczął się udzielać również jego towarzyszowi  - Specjalnie kupiłeś akurat te - pokręcił głową z niedowierzaniem w czyny Harrego. Siedem lat temu, podczas ich pierwszego pocałunku usta Pottera smakowały tą samą cynamonową ostrością. Malfoy pamiętał to jakby to było wczoraj, jak śmiałby zapomnieć
- Zawsze mówiłeś, że lubisz ten smak - wytłumaczył się ciemnowłosy mężczyzna, przyciągając do siebie smukłe ciało arystokraty
- Zamknij się już - ręce Ślizgona ściągnął okulary z nosa Złotego Chłopca,  ręce blondyna owinęły się wokół jego szyi , ich usta złączyły się w nieśmiałym pocałunku, nie potrzebowali długiej zachęty by ten niewinny pocałunek nabrał namiętności i pożądani. Dracon zaczął ściągać z Gryfona koszulę z taką niecierpliwością, że kiedy materiał uporczywie trzymał się na piersi kochanka, jasnowłosy mężczyzna szarpnął go tak mocno, że odleciała połowa guzików, które tworząc kilkusekundową kakofonię rozprysły się po całym pokoju. Zadowolony z siebie spojrzał na odsłonięty fragment ciała Wybrańca. Opuszki jego palców zaczęły badawczo zataczać kółka wokół sutków Pottera, który aż zacisnął zęby na wardze Malfoya by powstrzymać, wywołane szarpiącym w podbrzuszu podnieceniem, westchnienie. Auror zjechał z dłońmi na jędrne pośladki blondyna. Nim się obejrzeli obaj zostali w samych bokserkach. Obaj mężczyźni czuli jak ich członki twardnieją. Draco spojrzał na Wybrańca z subtelnym uśmiechem i padł przed nim na kolana,po drodze ściągając zębami materiał bielizny ciemnowłosego. Ujął jego męskość w dłoń i zaczął nią miarowo poruszać. Zachęcony narastającymi odgłosami zachwytu wziął penisa Harrego do ust i zaczął ssać. Z początku delikatnie z opanowaniem lecz pod wpływem coraz to głośniejszych jęków bruneta zrobił się bardziej zachłanny. Potter niespodziewanie zapragnął poczuć pieszczotę jeszcze intensywniej. Chwycił blondyna za włosy i przycisnął jego głowę bliżej swojego fallusa jednocześnie wypychając biodra do przodu. Arystokrata z chęcią przyspieszył ruchy głową, a kiedy Wybraniec z głuchym jękiem doszedł prosto w jego usta gorącą strugą nasienia bez sprzeciwu przełknął jego spermę.
Potter pomógł kochankowi zebrać się z podłogi i rzucił go na łóżko. Kolejny raz złączyli się w pełnym rozkoszy brutalnym pocałunku, podczas którego jasnowłosy ręką stymulował  męskość Harrego by ten mógł natychmiast stanąć na wysokości zadania
- Pieprz mnie - zamruczał gdy odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Potter nie potrzebował dodatkowej zachęty, natychmiast ostro wszedł w ciało mężczyzny. Draco głośno wypuścił powietrze z płuc, czuł przeszywający go na wskroś ból, lecz po chwili kompletnie o nim zapomniał, wijąc się w spazmach rozkoszy. Łkał z poczucia przyjemności jaką sprawiała mu poruszająca się w nim męska siła. Dostosował ruch bioder do pchnięć partnera. Ich obsceniczne jęki wypełniały całe pomieszczenie. Po raz pierwszy w życiu kochali się tak namiętnie. Ich ciała były siebie spragnione.
Młody Malfoy jeszcze nigdy nie czuł tak ogromnego podniecenia, wypychał pośladki w stronę pulsującego, gorącego penisa aurora, jednocześnie próbując opanować się by za szybko nie skończyć. Jego jedynym marzeniem teraz było by ta chwila nie miała końca.
Harry osiągnął już drugi tego wieczora orgazm, wykrzykując przy tym imię kochanka. Zdyszani opadli na klejące się do ich spoconych ciał prześcieradło. Blondyn wtulił się w pierś Gryfona i zaczął składać na niej krótkie, delikatne jak muśnięcie ptasiego piórka pocałunki.
 Wybraniec teraz był już w zupełności pewien co przyniesie mu przyszłość. Z uśmiechem na ustach zasnął, tuląc do siebie ciało jedynej osoby, którą kiedykolwiek w życiu tak silnie kochał, której zawsze pragnął. Wtedy nie był gotów go przy sobie zatrzymać, nie dorósł do tego.
 Kolejne miesiące jego życia były najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek przeżył. Czuł, że odżywa. Ginny bez większych problemów dała mu rozwód i nie sprawiała problemów by widywał się z synem, który szybko polubił jego nowego partnera. Draco był wręcz zauroczony dzieckiem Pottera. Arystokrata nigdy już nie powrócił do domu na Malcie. Postanowił także sprzedać odziedziczoną po ojcu posiadłość a za pieniądze ze sprzedaży wspólnie kupili ich własny dom.
Wszystko układało się po ich myśli
- Wiesz co? Sądzę, że tamto wyjście do pubu było moją najlepszą decyzją - stwierdził pewnego dnia Wybraniec
- Twoją najlepszą decyzją było pokochanie akurat mnie Potter - blondyn spojrzał z Malfoyowskim uśmiechem na partnera i zaraz go pocałował - Kolejną będzie pójście teraz spać. Jak tak dalej potrwa to nie wstaniesz jutro na misję
- Jak zwykle masz rację kotku - auror oddał arystokracie pocałunek, objął go silnym ramieniem i przymknął oczy. W momentach jak ten czuł,ze trzyma w rękach cały świat.



poniedziałek, 2 listopada 2015

Słodko-słony cios R2




Mam już jeden nóż w plecach
i nie ma tam miejsca
na następny.
Ja przyszedłem się kochać .
Odpada dylemat:
Kawa-herbata. Ja
Przyszedłem się kochać
przyszedłem tu umrzeć



- Potter
Strach na jego bladym obliczu sprawnie przerodził się w grymas niezadowolenia.
- Śledziłeś mnie ?- burknął ozięble.
- Chciałbyś -  odparł bez zastanowienia, drobnymi kroczkami próbował zbliżyć się do niego jak do nieufnego stworzenia, którym poniekąd był. Małym, zbłąkanym kotkiem. Brunet aż się uśmiechnął na tę myśl.
- Nie podchodź do mnie-  nogi Malfoya odruchowo zaczęły się cofać, tak, że Ślizgon po chwili poczuł jak w jego nienagannie czystych butach chlupocze lodowata woda. Był w potrzasku.
- Nie wydurniaj się Draco - Potter nigdy w życiu nawet w myślach nie nazwał blondyna po imieniu,dlatego też te słowa wywołały u oby z nich niemałe zdziwienie.
- Co ty odpierdalasz Potter?! -  Dalsze cofanie nie miało sensu, z każdym krokiem robiło się głębiej a szanse natrafienia na zapaść rosły. Jego umysł zdążył już otrząsnąć się z szoku. Przecież nie był zwykłym człowiekiem, słabym, kruchym, bezbronnym w swojej naturze, potrzebującym cudzej pomocy. Mógł w jednej chwili powalić tego cholernego Pottera. Wynikłoby z tego male zamieszanie, ale ojciec pewnie pociągnąłby za kilka sznurków w Ministerstwie i cała sprawa odeszłaby w niepamięć. Na jego wargach pojawił się typowy dla Malfoyów cyniczny uśmieszek. Niedbałym lecz bardzo zgrabnym krokiem wybrnął na brzeg. O ile wcześniej było mu zimno, to teraz było to kurewsko lodowato.
Harry zauważył, że to cudowne, stojące na przeciw niego ciało całe się trzęsie. Nie myśląc za długo, ściągnął z siebie bluzę i wręczył ją Draconowi.
- Po co mi to coś? - chwilę rozważał swój kolejny ruch.Ostatecznie odebrał od bruneta ubranie i okrył się nim jak najszczelniej. Zabrał to co mu się należało. Jak zawsze - mugolska szmata- nie mógł się powstrzymać od komentarza.
Harry zaśmiał się głośno. Malfoy zmierzył go przenikliwie. Nie chciał jeszcze wracać do zamku, nie chciało mu się wysłuchiwać gadek podpitego Zabiniego, ogarniać płaczącej mu w ramię Parkinson.     Usiadł pod pobliskim dębem, opierając plecy o szorstką korę. Liczył na to, że chłoptaś zrozumie ten gest i da mu spokój. Jak bardzo się przeliczył. Potter nie dał za wygraną i usiadł koło niego, zdecydowanie za blisko. Blondyn nonszalancko narzucił kaptur na twarz, na niego też nie miał ochoty patrzeć.
Harry odczuwał ulgę, spokój, pociechę przy jego boku natomiast Draco sprawiał wrażenie jakby znajdował się w szkolnej kozie i tylko odliczał minuty do końca odsiadki. Nawet nie miał już ochoty dogryzać Potterowi. Po paru chwilach ta cisza zaczęła mu nawet odpowiadać, ale tylko wtedy kiedy zamykał oczy i odcinał się od świata rzeczywistego.
- Więc, co tu robisz? - niewychowany mugolub zniszczył tę piękną atmosferę.
- Mogę o to samo spytać ciebie- burknął z wciąż zamkniętymi oczyma.
- Chciałem chwilę pomyśleć na spokojnie. Chyba sam rozumiesz dlaczego nie robię tego w Dormitorium.
- Taaa - po kilku kolejkach, któryś z szóstorocznych wpadł na pomysł, żeby puścić muzykę. Mugolską muzykę. O dziwo cały dom, prócz niego, Draco Malfoya ochoczo się zgodził. Dopił drinka i wymknął się.
- Sądziłem, że lubisz pić na umór- ponownie zaśmiał się ciepło. Podejrzanie. Jakby czytał w jego myślach.
- Powiedzmy -odparł krótko. Podniósł głowę i spojrzał tymi chłodnymi szarobłękitnymi oczyma wprost w szmaragdowe oczy Gryfona. Bruneta aż przeszył dreszcz - z faktu, że naruszyłeś mój spokój, jesteś mi coś winny.
- Chcesz mnie o coś prosić? Zapowiada się ciekawie. Co to takiego? - jego myśli były już hen hen daleko w nieprzyzwoitej krainie. Fala gorąca powoli zalewała jego twarz.
- Chyba nie wyraziłem się dość jasno. To nie jest prośba -zawzięcie w jego oczach nie pozwalało na sprzeciwy. Cudowny, nieugięty książę Slytherinu.
- Tak?
- Uderz mnie.
- Proszę? - myślał, że się przesłyszał
- Uderz mnie Potter.Jak najmocniej potrafisz - wstał. Myśli w głowie Harrego zaczęły niebezpiecznie się kumulować . Co jeżeli to kolejna oślizgła sztuczka? Spojrzał na wyczekujące spojrzenie Malfoya,  było w nim coś niepopodrabianie autentycznego, coś krzyczącego, że jego właściciel tego właśnie w tym momencie potrzebuje. Tak jak niektórzy przytulenia, pocałunku, miłego słowa uspokajającego zszargane nerwy. On nie znał tych delikatnych gestów. Malfoyowie nigdy nie okazywali swojemu synowi rodzicielskiej miłości.
Z westchnięciem podniósł się z ziemi. Nie chciał okaleczać tej pięknej twarzy, tego wspaniałego ciała, ale pragnął mu pomóc, tak mocno, że mógłby zostać jego workiem treningowym.Przez chwilę przymierzał się do zadania pierwszego ciosu po czym wymierzył chłopakowi solidny prawy sierpowy, prosto w twarz. Draco zachwiał się na nogach, odruchowo zakrył obolałe miejsce dłonią. Gryfon już miał przeprosić
- No nieźle Potter - nie tracąc czasu,zdał brunetowi cios prosto w brzuch. Harry zgiął się w pół, wydawało się, że tylko po to by natychmiast powrócić do naturalnej pozy i odwdzięczyć się napastnikowi tym samym. Po kilkunastu ofensywach, kilku krwotokach i wielu mniej lub bardziej bolesnych obrażeniach udało mu się przygnieść Dracona na ziemię. Czuł na swoim ciele każdy płytki, szybki oddech blondyna. Wdech, wydech, wdech, wdech. Jego usta były przerażająco blisko. Chciał móc zatopić się w nich bez opamiętania,lecz zamiast tego dostał solidnego kopniaka. Nie obraziłby się gdyby zęby chłopaka zacisnęły się na jego szyi. Ukąsiły wrażliwą skórę.
 Po kolejnej 'rundzie' na powrót odzyskał kontrolę. Miał wrażenie, że każdy fragment jego ciała płonie żywym ogniem, a przecież był silniejszy od Malfoya. Zerknął na dyszącego pod nim chłopaka. Jeszcze nigdy nie widział go tak spokojnego. To było trochę jak seks. Bardziej po męsku. To samo poczucie intymności, czegoś wspólnego,bardzo osobistego. Podniósł się do siadu, w taki sposób, że jego krok znajdował się na kroczu Ślizgona.  'Usługa za usługę' pomyślał i nachylił się by złożyć delikatny pocałunek na zakrwawionych, kusząco rozwartych wargach.
- Potter! - warknął, rozumiejąc co zaraz się zdarzy.
- Jest tam kto?! - na lewo, w sporej odległości od nich Hagrid był w trakcie drogi do Zakazanego lasu,w znanym tylko sobie celu. Przez wczesną porę nie był w stanie rozpoznać czy to zwierze czy ludzie kręcą się w miejscu gdzie nie powinno ich o tej godzinie być. Postanowił to sprawdzić.
Gryfon, widząc zbliżającą się w ich kierunku znajomą sylwetkę półolbrzyma zerwał się na równe nogi, pomógł wstać blondynowi i po chwili oboje resztkami sił biegli przez las.
- Ach ci młodzi, zakochani - zaśmiał się gajowy. Gdyby tylko wiedział..
**
Harry miał ochotę się śmiać.  Mocno ściskał kościstą dłoń szarookiego, ciągnąc go za sobą. Nic innego się nie liczyło, nic. Słońce powoli wschodziło budząc świat ze słodkiego, sennego otępienia a on biegł, biegł trzymając go za rękę.
Cóż może być piękniejsze?
Nim się obejrzał stali pod gmachem zamku. Draco miał trudności ze złapaniem oddechu, jego mięśnie wytworzyły tyle kwasu mlekowego, że jeszcze chwila a przerósłby on ilość krwi pompowanej przez bijące w zawrotnym tempie serce.
- Do następnego, Potter -  rozstali się na zamkowych schodach. Trzy proste słowa, zawiązały między nimi pakt.
Gwiżdżąc pod nosem, udał się do skrzydła szpitalnego. Chciał uniknąć natrętnych pytań przyjaciół.
Pani Pomfey wcisnął  kit, że spadł ze schodów.Nie uwierzyła, ale nie zadawała zbędnych pytań.
Podała mu kilka eliksirów, założyła kilka opatrunków i po godzinie był jak nowo narodzony. Jak wspaniały jest żywot czarodzieja.
Podłoga pokoju wspólnego Gryffindoru była zasłana śpiącymi uczniami. Uśmiechnął się na widok śpiącej na kanapie pary obejmujących się przyjaciół. Poszedł się umyć.
Kiedy wrócił Ron i Hermiona już nie spali. Rudzielec uparcie tłumaczył coś dziewczynie.
- Gdzie się podziewałeś Harry ? - zawołała na jego widok
- Poszedłem wziąć prysznic. Wam radzę to samo
**
Poczekał na przyjaciół po czym wspólnie udali się na śniadanie do Wielkiej Sali.
Nałożył sobie porcję jajek z bekonem, co wywołało obrzydzenie w siedzącym naprzeciw rudzielcu. Choroba dnia poprzedniego.
Do sali wkroczył, a raczej dokuśtykał Malfoy w towarzystwie swoich przygłupawych goryli. Prawie się zakrztusił herbatą. Dlaczego chłopak nie zrobił nic z obrażeniami? Jego twarz była cała w siniakach.
Ron na ten widok nieoczekiwanie się rozpromienił.
- Ktoś w końcu dołożył temu palantowi - skomentował z zadowoleniem. Mina zrzedła mu gdy Ślizgon ruszył w ich kierunku. Podszedł do Harrego i bez słowa wręczył mu zakrwawioną bluzę.
Okularnik zaklął w myślach. Draco, dlaczego akurat teraz musiałeś to zrobić?
- H.. Harry? Skąd ta gnida miała twoją bluzę? - Ron spoglądał z przerażeniem to na przyjaciela, to na spoczywający w jego dłoni fragment odzienia. Lecz Harry nie odpowiadał. Myślami był przy wczorajszej nocy. W co on się wpakował w tym roku? Zwyciężenie Bazyliszka było nieporównywalnie prostsze od rozgryzienia Malfoya. Przeżycie w Turnieju Trójmagicznym  bardziej oczywiste, a wizja walki z Voldemortem mniej przerażająca niż utrata tego ...
- Harry! Mówimy do ciebie! Harry!- Hermiona wraz z Ronem nie dawali spokoju.
- Spotkałem go wczoraj. Zaczął się mnie czepiać, więc chcąc mieć spokój dałem mu to czego chciał. Oczywiście mowa o bluzie. Najwidoczniej było mu zimno. Tyle - skłamał
- Nie widzisz w tym nic dziwnego? Naprawdę?
- Nie i skończmy już. Chciałbym dokończyć śniadanie, bo za dziesięć minut zaczynają się eliksiry. Mmm, te jajka są dziś wyjątkowo dobre. Na pewno się nie skusisz Ron?
Rudzielec pobladł i nic już nie mówił.




wtorek, 27 października 2015

Słodko-słony cios. R1

Akcja rozgrywa się podczas szóstego roku nauki w Hogwarcie.  Wiele rzeczy zostało zmienione. Miłego czytania.


Oczywiście że nie ma miłości

nie ma

i nigdy nie było
nawet to
cośmy robili
w żaden sposób
nie zahacza o termin miłość

Oczywiście że nie ma miłości
można już odetchnąć
można wetchnąć
resztkę swojego ciepła
w resztki ciepła świata
~


       Dworcowy peron, pociąg, niewielka garstka uczniów którzy po wydarzeniach ostatniego roku odważyli się jeszcze wracać do szkoły, a wśród nich dwie doskonale mu znajome postacie. Na jego widok jedna z nich energicznie pomachała ręką w jego kierunki a następnie ciągnąc za sobą towarzysza ruszyła slalomem na przełaj przez zgromadzonych i już po chwili cała trójka ściskała się i witała po ponad dwumiesięcznej rozłące.
- Harry! Strasznie się zmieniłeś. - nie omieszkała skomentować rudowłosa. Chłopak niemal wszystkie letnie dni spędził z nosem w książkach. Wieczory natomiast upływały mu na wzmacnianiu swojej siły fizycznej. Po śmierci Syriusza zrozumiał, że jest za słaby by stanąć oko w oko z Voldemortem i jego posłusznymi Śmierciożercami i nie zawiść wszystkich którzy jeszcze w niego wierzyli. Gdyby tylko wtedy w Departamencie..
- Spójrzcie - Ron ukradkiem wskazał palcem na zmierzającego w ich stronę blondyna- nie spodziewałem się, że Malfoy odważy się jeszcze wrócić do szkoły.
Przyjaciele skierowali wzrok na chłopaka, ale ten nawet nie uraczył ich najkrótszym spojrzeniem.
On również sporo się zmienił. Harremu przeszło przez myśl, że wygląda wręcz olśniewająco. Jego twarz nabrała męskości, fryzura idealnie się z nią komponowała a prawie, że biała skóra zdawało się odbijała promienie słoneczne. Wychudzona sylwetka oraz głębokie sińce pod oczyma tylko dodawały mu wdzięku. Zapominając o przyjaciołach, wpatrywał się uparcie we wsiadającego do pociągu Ślizgona.
- Harry!A tobie co? - na ziemie sprowadziła go dopiero pięść Rona. Pokiwał głową, jakby chciał wyrzucić z niej ostatnią myśl.
-Gdzie jest Ginny?- szybko zmienił temat.
- Ledwo co uprosiłem mamę, żeby pozwoliła jechać mi- nie musiał kończyć. Harry już wiedział. Rudzielec widząc minę przyjaciela szybko dodał - To nie tak, że przestała wierzyć w działania Dumbledora, ciebie czy Zakon . Po prostu.. - brunet położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Dziękuję Ron - powiedziawszy to udał się spokojnym krokiem w stronę wagonu. Pociąg miał za chwilę odjechać. Weasley jedynie spojrzał na równie zdziwioną dziewczynę i oboje bez słowa podążyli za Wybrańcem.
 Znalezienie wolnego przedziału nie sprawiło im w tym roku najmniejszego problemu.
Ruszyli.
***
- Mówię wam Malfoy coś kombinuje. Jeszcze nie wiem co, ale jestem tego pewien - upierał się rudzielec. Za oknem padał deszcz. Harry spoglądał na spływające smutno po szybie strużki wody.
- No proszę cię Ron. Według ciebie on zawsze ma jakiś niemiłosiernie okrutny plan. A kończy się na kilku wyzwiskach, jego płaczu i okrzyku, że o wszystkim dowie się jego ojciec.
- Bo jak dotąd ta przeklęta fretka nie wygrała z Gryffindorem - napuszył się chłopak - z resztą jak znów nazwie cię szlamą to chyba go zabiję - wymamrotał, na tyle głośno że dziewczyna była w stanie zrozumieć jego słowa. Na jego policzkach wyskoczyły delikatne rumieńce.
- Zajebię tego cholernego Malfoya! - dodał, tym razem definitywnie za głośno i definitywnie w nieodpowiednim momencie gdyż jasnowłosy akurat przechodził korytarzem. Słysząc swoje nazwisko przystanął. Hermiona posłała Ronowi karcące spojrzenie. Harry oderwał się od szyby by zaobserwować dlaczego nagle zapadła krępująca cisza. Jego wzrok natychmiast wyhaczył Draco, który po raz kolejny już tego dnia nawet na nich nie spojrzał. Ruszył tylko dalej. Tym swoim dumnym krokiem. Zero emocji.
- Ha! A nie mówiłem!? Oni mu tam chyba zrobili pranie mózgu! - wykrzyknął Weasley na tyle szybko by powstrzymać, przynajmniej na chwilę, dziewczynę od bolesnego skarcenia jego zachowanie - normalnie już by się przypieprzył i oberwał w ten zarozumiały ryj.
- Ronaldzie Weasley! Pierwszy dzień szkoły jeszcze się dobrze nie zaczął a ty już poszukujesz kłopotów.
Harry nie mogąc na powrót skupić się na krajobrazie, wstał i bez słowa wyszedł z przedziału. Postanowił pójść za blondynem.
- Widzisz? Nawet Harry tak uważa - Hermiona w odpowiedzi machnęła z rezygnacją ręką i rozsiadła się wygodniej. Czy Harry na pewno wie co robi?
***
Po krótkiej chwili dogonił Malfoya. Ślizgon poświęcał się tej samej czynności co on kilka minut temu. Nie wiedział dlaczego tak go do niego ciągnie. Jeszce kilka miesięcy temu oddałby wiele by ten nadęty dupek gdzieś zniknął. A teraz? Teraz nie był już pewny czy te słowa należały do niego czy do Rona. Bez wątpienia chłopak oddziaływał na niego jak magnes. Może miało to coś wspólnego z Voldemortem?
Rozmyślania przerwał chłodny głos Dracona.
- Mamusia nie nauczyła cię szacunku do czyjejś prywatności, co Potter? - jego nazwisko zabrzmiało tak jakby ledwo przeszło blondynowi przez gardło.
- Ja.. Przepraszam - nie wiedział za bardzo co odpowiedzieć. Zaraz? Czy on właśnie przeprosił chłopaka, którego podobno tak nie znosił. W dodatku przecież nic mu nie zrobił.
 Malfoy poczuł się równie zaskoczony jak Harry, z tą różnicą, że nie dal tego po sobie poznać. Na twarzy Harrego szybko wymalował się solidny rumieniec. Który pogłębił się momentalnie w chwili gdy pociąg gwałtownie zwolnił przez co obaj chłopcy wpadli na siebie nieoczekiwanie. Gryfon odruchowo objął Draco w pasie.
- Puszczaj mnie Ty .. - Blondyn bezzwłocznie wyszarpnął się z objęć i nie czekając chwili dłużej szybkim krokiem wrócił tam skąd przyszedł.
Harrego zamurowało. Cała ta sytuacja była dość dziwna, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że jemu się to spodobało. Zakrył usta w geście jakby chciał powstrzymać odruch wymiotny. Czyżby..?
- Coś nie tak?- za plecami usłyszał głos Rona - pospiesz się. Już dojeżdżamy.
***
Podczas uczty powitalnej niemal nie odrywał wzroku od stołu Slytherinu. A konkretniej od jednego osobnika , który robił wszystko byle na niego nie spojrzeć. No co za..
- Harry, na pewno wszystko ok? Nic nie zjadłeś - Hermiona nie raz,nie dwa zachowywała się jak matka której nie było mu dane  poznać.
- Nie jestem głodny - rozmowę przerwało im melodyjny stukanie łyżeczką o kieliszek. Czas na ponowne wystąpienie dyrektora.
- Moi drodzy! Pragnę wam przedstawić nowego członka kadry, który w tym roku przejmie stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią. Starsi uczniowie zapewne go kojarzą. Profesor Remus Lupin.
Po sali rozbrzmiały szepty. Dumblerdor odczekał chwilę po czym przedstawił zasady panujące w szkole, plany zajęć na jutro i pozwolił im się rozejść do swoich dormitoriów, dodając jeszcze żeby nie siedzieli za długo bo lekcje zaczynają się punkt ósma. A wcześniej przecież jeszcze trzeba zjeść śniadanie.
Blondyn niemal wyleciał z sali jako pierwszy,  za nim ruszył Zabini i reszta Ślizgonów.
- Co zrobiłeś Potterowi? Wpatrywał się w ciebie jak w promocję mioteł - zagadał z sarkastycznym uśmieszkiem gdy tylko znaleźli się na korytarzu.
- Zamknij się - wysyczał przez zęby Dracon.
- Podobasz mu się. Haha, czyżby się w tobie zakochał? - na te słowa blondyn stanął jak wryty, na jego twarzy malował się gniew zmieszany z odrazą. Ręce trzęsły mu się ze złości. Z szybkością światła sięgnął do kieszeni po różdżkę. Blaise zanim się obejrzał znajdował się zaledwie kilka centymetrów od Malfoya, który zawzięcie dociskał różdżkę do szyi przyjaciela. Wszyscy uczestnicy zgromadzenia zamarli.
- Jeszcze słowo - warknął nienawistnie. Trwali tak chwilę, patrząc sobie prosto w oczy. Po czym Draco najzwyczajniej w świecie uciekł szybkim, nerwowym krokiem.
**
"Impreza" w Dormitorium Gryfonów trwała w najlepsze. Piwo kremowe lało się hektolitrami a wszyscy imprezowicze odczuli nagłą chęć zaimponowania innym co takiego interesującego robili podczas tegorocznych wakacji. Nie licząc oczywiście tych którym zabrakło sił aby na dobry początek pozbierać się z podłogi.
Tylko on, Chłopiec-Który-Przeżył nudził się jak mops u boku kolejnej naiwnej uwodzicielki.
Dziewczyna co chwilę szeptała mu do ucha słodkie słówka, jaki to on nie jest dzielny, że podjął się ratunku świata czarodziejów przed okropnym Voldemortem. Tego wieczora irytowało go to jak nigdy dotąd. Co innego mógł zrobić? Los go do tego zmusił. Równie dobrze ktoś inny mógłby zostać tym pieprzonym wybrańcem. Oczywiście, bez mrugnięcia okiem  pomógłby w walce ze złem, ale w tym scenariuszu może udałoby mu się pozostać w śród żywych na trochę dłużej.
-   Podobam ci się  Harry? - Alison wyszeptała zmysłowym głosem, który zamiast ekscytacji seksualnej budził w nim obrzydzenie. Dziewczyna nie była brzydka, wręcz przeciwnie, cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród czwarto i piątorocznych. Lecz coś się zmieniło. Nawet Cho, do której przez ostatnie 2 lata, jak to powiedział Ron "ciągnęło go jak do kotki w rui", wydawała mu się zupełnie inna. Dostrzegał w niej coraz więcej wad i niedoskonałości.
- Jesteś naprawdę ładna Alison, ale ja już muszę iść - w kilku susach dotarł do sypialni. Ze skrzyni wyciągnął skrywaną na samym dnie mapę. Nie chciał marnować więcej czasu na szukanie peleryny niewidki więc ostatecznie postanowił iść bez niej. Nie takie rzeczy się już robiło.
Potrzebował się przewietrzyć, pomyśleć. Zatopić na moment w osobistej świątyni dumania.
Przedarcie się przez zamkowe korytarze nie sprawiło mu najmniejszej trudności. Ogólną ciszę mąciły tylko odgłosy dudniącej muzyki dochodzące z Dormitorium Slytherinu. Smells like teen spirit o ile się nie mylił. Hulaj dusza póki Snape nie wkroczy do akcji.
Wychodząc na dwór poczuł ogromne zadowolenie z siebie, że zabrał ze sobą najcieplejszą bluzę jaką posiadał. Nie patrząc na mapę ruszył w kierunku błoni. Był niemal pewny, że o 2 w nocy nie spotka tam żywego człowieka.
Jakieś 200 metrów od jeziora nad którego brzegiem uwielbiał przesiadywać usłyszał podejrzany szelest. To pewnie jedno z wielu magicznych stworzeń zamieszkujących okolicę wybrało się na żer.
Upewnił się, że różdżka spoczywa bezpiecznie w  kieszeni spodni.Wolał trzymać ją w pogotowiu.
Rajd między przeszkodami w ciemnościach nie należał do najprostszych, ale wizja, że tam za rogiem czeka na niego hipogryf, jednorożec bądź inny równie fascynujący stwór dodawała mu motywacji.
Już prawie. Jeszcze kilka kroków. Między liśćmi prześwitywała już blond grzywa. Najciszej jak tylko mógł wychynął z zarośli. Och, ale cóż to? Na brzegu zamiast pięknego rumaka siedział skulony smok.
Nie najgorzej. Chciał podejść bliżej, chciał go dotknąć, chciał na niego patrzeć, obserwować, pożądać.
Ta przedwczesna euforia szybko przyniosła mu zgubę. Z nieuwagi potknął się o wystający z ziemi korzeń.
Obiekt jego westchnień zerwał się na równe nogi. Wyglądał jak przerażona sarenka, zagoniona przez myśliwego w kozi róg. Nie mógł ukryć, że podnieciło go to jeszcze intensywniej.
- Potter - wyrwało się cicho z jego bladych warg.